981
Niektóre miejsca zadamawiają się w sercu na tyle, że wydają się niezmienne. Tymczasem przestrzeń wokół zmienia się tak bardzo ... Wizyta w Lanckoronie. Krótkie leniwe popołudnie. Na szczęście zmiany tym razem nie zabolały. Zanotowane. Uzupełniona baza danych. Poczucie Bycia sobą i trwania tu i teraz na szczęście wciąż jest. I chęć by wracać wciąż i wciąż. Jak najczęsciej... 

Spojrzenia w lustro jak flashbacki z nieswojej przeszłości. Migawki wspomnień. Przez chwilę prawie wierzę, że to jakiś rodzaj genetycznej rodowej pamięci sprawia, że patrzę i widzę mamę, że czuję prawie jej emocje w podobnym stroju, odbite w lustrze gdzieś tam, a może bardziej: kiedyś tam.

Nieuniknione. Zmiany. Przepływy znów. Jakby coś trzymało (cię) blisko żałoby i umierania. Na tyle sposobów. Myśli wracają do konferencji, emocje kotwiczą się na dzisiejszej utracie Kogoś, do kogo już nie napiszesz. Smutek. Pozwalasz sobie pobyć z nim blisko. Przez chwilę. Jutro przecież świętować będziesz czyjeś urodziny. Próbujesz łapać równowagę. Tymczasem wahadło wychyla się raz w jedną , raz w drugą za nic mając plany i oczekiwania.
Życie. Na szczęście wciąż ono.
Czasem „spóźniam się” na książki. Coś mnie zachwyca. Okładka, cytat, rycina, zapowiedź tego, co w środku. Wchodzę na stronę wydawnictwa i nie ma. Przeszukuję wtedy świat online. Bez skutku. Bo przegapiłam, o miesiąc, o rok. O chwilę. Rzadko udaje mi się utrzymać tę potrzebę posiadania na tyle, by powtarzać te akcje poszukiwawcze w przyszłości.
Luty. Czujesz jak meandruje. Sny ociekają deszczem. Przepływy. Pomiędzy życiem a śmiercią. W tę lukę wciskają się Bliscy. Noce stają się przestrzenią do spotkań, które od lat nie są możliwe na jawie.
I dopiero kiedy wybuchasz zdajesz sobie sprawę, jak dużo kotłuje się w środku. Podgrzewane kolejną dawką emocji, które próbowałaś upchnąć w dwóch tygodniach Nowego. Tych miłych i tych układających się w słowo: l ę k . Przeglądasz to, co się wydarza jak kartki w kalendarzu. Kraków, Paprocany, weekend pełen „zapaleń” w ciele, takich ze nic tylko poranny bieg do apteki, rezerwacje transportów wszelakich bo przyjeżdża Ktoś ważny, usg, co skończy się biopsją, malowanie kuchni, czas w urzędach i przerejestrowanie auta, jutrzejsza onkologia, tyle drobiazgów pomiędzy, od Sylwestra w rezerwacie począwszy. Próbujesz włożyć to w czasowe ramy i nijak /Ci/ się nie mieści.
Kumulacje.
… efekt motyla…
czasem świadomość zmian dopada, gdy zaczynasz gapić się w pustą przez lata ścianę, na której coś zawisło, czujesz, gdzieś w środku ciepło wczorajszych rozmów, opuszki palców dotykają paznokci tak bardzo innych jak do tej pory, drobiazgi … smak wina porzeczkowego, zapach paolo santo, wdzięczność za ludzi wokół
za to, że są i za przestrzeń na to, żeby sobie uświadomić, jak są ważni, gdy ich nie ma…
ciekawość,
gdzieś po fali psucia /się/ wszystkiego, żalu, po stracie pojawia się ona i pomaga z otwartością wchodzić w kolejny rok

Jesień nie sprzyja wygrzebywaniu się. Gapieniu zza szyby sprzyja, opatulaniu się ciepłem. Niby wiem, że wystarczy włożyć trochę wysiłku, a chłód wiatru na skórze przypomni, że lubię go czuć. Że od wysiłku fizycznego mi lepiej, a w środku od tego jaśniej. Jeszcze przez chwilę daję się skusić ciepłu. Rekompensując rozleniwienie tym, że czytam o ciele, refleksologii, o tym jak ważne jest zadbanie o fizyczność. Jak się to przekłada na myślenie i emocje. Niby wiem …
Kiedy umiera Ktoś bliski część ciebie zmienia się w tkliwość. Wzrusza myśl o obranym jabłku i odcinanej skórce od chleba. Zaszywasz się więc po cichutku samemu. Mimo wernisażu, koncertu, i potrzeb pogrzebowoubraniowych.
Przerwa na czucie.
I jakoś Ci tak pomiędzy. Że nie do końca czujesz jaki to czas. Ciało zatrzymuje na sobie. Objawowo. Katarem. Rozbiciem. Różnymi takimi, na które łóżko i sen. Zakopujesz się więc. Chowając się przed myślami pod ciepłą kołdrą i kocem. To zakopanie pomaga, by poczuć tęsknotę, za ludźmi, za lasem, zapachem jesieni. Za sobą w ruchu. Zaczytaniu. Zamyśleniu nad światem, nie emocjami. I jakaś Cię dopada Nostalgia teraźniejszości. /i wracasz do Jorge Luis Borges/. Jak bumerang. Przez chwilę po drodze Ci z poezją.

Słowa wylewają się z głowy. Od wczoraj. Wykrzykiwane na schodach kamienicy, bo jak tu skończyć rozmowę.. Wymieniane dużo ciszej w parku. Nagrywane w rytm życzeń, bo czyjeś urodziny… Wycelowane w kogoś znajomego, kto przejeżdża na rowerze obok… Uzupełniają obraz wstukiwane pod zdjęciem na Instagramie. Wyrywają się. Żywa ilustracja emocji skrząca się kolorem. Fala dźwiękowa. Temperatura rozgrzewa lub chłodzi. Atmosferę. Zmysłowo. Dotyk . Zapach. Smak. Dźwięk staje się tylko tłem. Przez chwilę. Po to by wybrzmieć szeptem.
Tak bardzo już czekałam na ten konkretny las. Na weekend z ludźmi, przy których splot napięć w środku, niezależnie od tego jak bardzo się rozrósł zmienia się powoli w ciepłą, miękką kuleczkę. Taką , że nic tylko HYGGE. Niby ta sama przestrzeń. A tym razem z kawałkiem wody obok. Do której udało się dotrzeć po latach zauważania, że gdzieś tam jest. Niby ta sama przestrzeń, a jednak tym razem czyjś głos przedpremierowo dzielił się muzyką pełną emocji, a Marilyn Monroe wyskoczyła z rzutnika. Bycie w tu i teraz. Gdzieś pomiędzy łykiem kawy, chwilą w hamaku i śmiechem. Z chwilą napięcia gdzieś pod koniec, na której po przeanalizowaniu nie chcesz już się skupiać i pamiętać. Słońce i deszcz. Tak bardzo.
Kryzysy. Że też one się anegdotycznie wręcz zbiegają z retrogradacją Merkurego. Zmęczenie w ciele. Tak, że własciwie nie wiesz już do końca czy puszczają emocje pomiędzy kontrolami lekarskowszelakimi. I co to za stan właściwie, że najchętniej to leżeć, spać i żeby jeszcze ktoś przytulał. No i żeby się nic już nie psuło, nie zalewało. A sprawy urzędowe pozałatwiały się same.
Takie tam. Marudzenie.
Wieczór w kinie z przyjaciółmi /The Old Oak / / spotify tuż po wejściu do domu jak narkotyk / prawie wyczuwasz, że muzyka porusza powietrzem wokół / Tobą porusza / drgania, drżenia, rozdrażnienia / północ spędzasz z zupą pomidorową i liścmi kafiru / nie pamiętasz już czemu nie wyciągałaś ich z szuflady tak długo …
emocje rozlokowują się wygodnie w kubkach smakowych / na języku …czujesz ?
Dziwna to rzecz czas. Rozciąga się do granic po to by przyśpieszyć i kurczyć się gwałtownie. Pulsując w rytm spotkań, oddechów, dotyków… Tyle tych ostatnich. W Kaliszu. Świadomość ciała. Tak istotna. Zazdrości nieco, w kierunku tych, którzy pracują tańcząc i panują nad nim /ciałem/ znakomicie. Bliskość. Z ludźmi wokół. Poznawanie. Się. I inne /roz/poznawanie. Po dwóch latach. Nielinearność czasu. Gdy masz poczucie, że nie znając się znasz kogoś przecież doskonale. Naturalność. Bycie. Obok. Tyle ciepła. Rozkołysanie. Kot, który pozwala się głaskać – nie Tobie. Telefon po spotkaniu w Galerii. Roślinność na hałdzie jak ta w Berlinie. Pusty Park Śląski nocą. Rolki. Emocje. Próbujesz pomieścić i poukładać je w sobie. Układasz słowa. Powoli.
Senność. Zadziwienie. Tym, że można nie spać aż tak. Gdy oczy zamykają się same wsłuchujesz się w to, co mówi ktoś kilkaset kilometrów dalej. Albo w to, czego nie mówi akurat.
Tęsknota.
Muzyka potęguje emocje. Rezonuje. Drżenie do drżenia. Słowo do słowa. Śnienie do śnienia. Czas bardziej nielineralny niż zwykle wyprawia coś dziwnego. Z /po/czuciem tego ile to trwa. I ile może potrwać. Ciekawość. Tym razem to ona pomaga. Nie spanikować.
Wdzięczność. Siedzisz w aucie i pozwalasz otulić się dźwiękom. Temperatura na zewnątrz spada do tej, którą lubisz najbardziej, niebo zasnuwają chmury. Balkon otwarty na oścież bo burza i deszcz . Muzyka wokół. Ciepło w okolicach serca. Kąpiel. Bilety do kina. Przepływy. Płyniesz więc. Pełnia księżyca i energia od której „tańczysz na wulkanie”. Tracisz czujność. Na tyle, żeby poczuć. Wszystko co się wydarza / albo nigdy nie wydarzy. Skrzyżowania dróg. Pstryczki w nos od Wszechświata, który wie o Tobie więcej niż Ty sama. Chcesz. Nie chcesz. Uciec. Wycofać się ze słów. Nie prostować niczego. Wcisnąć niepokój głęboko pod zachwyt kolorem nieba za oknem.
Ulga. I senność. To właśnie czuję siedząc z kotem przytulonym do ręki i pijąc w piątkowy wieczór ciepłą wodę z kawałkami mandarynek. Tydzień pełen rozmów. Z nieznajomymi. Załatwianie spraw urzędowych. Emocje. Rozciągnięte na skali po maksimum. Pierwsze razy. Niekoniecznie te dobre. Gdy ktoś nagle zmienia pas na ten, na którym jesteś ty. Inne pierwsze. Wzruszenie, bo posadziłaś drzewo. Promienie słońca na czubku ledwo wyrastającym z ziemi. Ludzie, których filozofii życia nie rozumiesz. I wolisz omijać. Decyzje. Jak lekcje od życia. Zmęczenie. A przecież czujesz energię w opuszkach palców i ciepło wewnątrz dłoni. Tak wyraźnie, że prawie dostrzegasz jaki ma kolor i kształt. Intuicja. Myśli o tym co się wydarzy przed tym co się wydarzyło. Jakby ich więcej. Znów. I coraz trudniej odwrócić się i udawać, że ich nie ma.
Już nie chcesz się odwracać.
Drobiazgi. Jakby to z nich i towarzyszących im emocji składał się wszech/świat. Tyle ich umyka. Radość na myśl o 100-letniej osobistej Babci, która ostatnio zapragnęła sukienki. Pęd na rowerze. A może właśnie brak pędu. Wokół przecież ptaki, wiosna, zapach jaśminu. A w nogach ociężałość. Mimo, że niedawno Pustynia Błędowska i góry. W górach tyle wiatru. Krokusy. Widok na Tatry. Na hołdzie też wiatr. Choć zamiast krokusów rozbite szkło, to jednak przestrzeń. Słuchawki na uszach. Muzyka. Bycie w tu i teraz . Jak w świąteczny niedzielny wieczór na spacerze w okolicach Nikiszowca. Herbata po. I koty. Drobiazgi. Poniedziałkowe odwożenie do Gliwic. Pusta droga. Śpiew w aucie. Słowa wymieniane wirtualnie z kimś obcym, a jednak bywającym w tych samych przestrzeniach. Mijanie się . O włos. Na kilometr. Intensywność zdarzeń sprawia, że 4 dni rozciągają się w dużo więcej. Nielinearność zdarzeń. Kubek lodów wciągnięty wieczorem. Balkon otwarty na oścież. Prezent z Maroka. Gołe stopy na piasku. Nieodebrany telefon.
Ostatnio czuję się tak bardzo różnie. Ciężki tydzień, Jakby wszystko co w głowie odkładało się w ciele. Przytłaczając ciężarem rozmów. Decyzji. Tym, że czyjeś: sprawdzam – wymaga reakcji. Katar. Ból gardła. Neosine w krwiobiegu. Ból głowy. Ból..
Tak łatwo przegapić kolejną zmianę. Moment, w którym wiosna nagle rozszerza źrenice. Wlewając w żyły inne emocje. Nie pytając czy może. Zmiana planów. Na sam na sam ze sobą. Nagle. Choć przecież zdążyłabym dziś na koncert. A jednak niewytłumaczalnie mocno. /Po/czucie, że nie. Jeszcze tylko zapach paczuli i muzyka. Wokół.
Myśli o końcach świata/ światów , rozmowy nawet, jak klamra spinająca początek i koniec dnia. Po drodze tyle muzyki. Koncert Nosowskiej. Emocje. Rozglądam się po nich wieczornie próbując zidentyfikować źródła niektórych głęboko w sobie. Wdzięczność, że opadają równie szybko jak się pojawiają. W zamian pojawia się akceptacja. Ulga, że przecież nikt niczego nie musi. Nawet ja.
Kontrasty. Jak to w życiu. Poranny zachwyt pierwszym basenem od lat. Tym, jak bardzo, silny strumień wody rozluźnia wszystko to, co nagromadziło się w okolicach szyi. Dzień w pracy całkiem dobry. Wieczorne szczęścia w nieszczęściu. Kiedy myślisz, że rozwaliłaś komuś lusterko. I sobie. A potem ten ktoś naprawia Twoje, a tamto jego ma się całkiem dobrze. Spięcia. „Rozpięcia”. Asynchronicznie. A może jednak w rytm kieliszków wypijanego wina. Aż się do kina na fali / nie do końca wiesz czego / umawiasz. Z rozpędu.
Weekend w Londynie. Niebo o świcie z pokładu samolotu. Pierwsze promienie słońca odbijające się różem w chmurach jak wata cukrowa, a tuż nad nimi pełnia księżca. (Roz)poznawanie i oswajanie nowych przestrzeni. Pierwsze razy. Czyjaś gościnność od Jamajki po barraquito. Inna kawa: Colicci, kubki z napisem: the important things. Spacery wzdłuż Tamizy i mosty. Wydeptywanie ścieżek. Tunele. Ten stan, gdy chcesz zapamiętać jak najwięcej. Kontrasty, jak z Gotham City. Mosty, minitargi, Borough market, ostrygi do skosztowania następnym razem. Marmite z serem na przypieczonym toście. Tate museum. Widok ze Sky Garden. Oczywistości. Jak okolice Westwinster Abbey. Chemiczny smak napoju z tesco w ustach. Wiewiórki w Hyde Parku jak szczury w Paryżu. Kwitnące drzewa. Historie. Miejsca pełne nie Twoich wspomnień, które sprawiają, że od razu są ci bliższe. Wdzięczność. Za czyjeś: że do Londynu pasujesz idealnie. Za zaopiekowanie. I bycie prawie jak u siebie, chociaż tuż obok ma dom Justin Bieber. Jedzenie na mieście. Chińska dzielnica. Domowy pistacjowy sernik rozpływający się w ustach. (Z)łapanie balansu. Głęboko w środku, pomimo tłoku i hałasu. Rytm. Tętno. Życie. Twoje własne. Spokój. Tłumy w Soho.Spacer z Canary Wharf do Greenwich. Otwartość. Szczęście.
Zmęczenie. W ciele. Od mikrourazów dłoni, po spięcia mięśni, na które pomóc może tylko dotyk. Mózg, też przesiąknięty zmęczeniem nie próbuje niczego udawać, marząc, by wraz z emocjami (na których trzeba było pracować dzień cały) wejść w stan hibernacji.
Więc sie zapadasz. Choć na moment. W czarną dziurę, w której nikt / nic / i niczego.
z wpisów w kalendarzu własnym na dziś: /patrzeć na kogoś i czuć łaskotanie w duszy/ <3
Wyjazd pełen smaków i zapachów. Że też Warszawa tak często (mi) pachnie pierwszymi razami. Wibruje i dźwięczy. Żeby otoczyć ciszą (w studiu nagrań).
S z c z ę ś c i e .
Zatrzymują cię drobiazgi. Zbieżność zdarzeń. Ludzie. Ich przekonania. Kolory(t). Jedna taka cała w bordofioletach. Jej trzy kroki w przód. Trzy kroki w tył. Oceny, wycelowane wprost w ciebie bo : „ jak na taką bez mięsa to dobrze pani wygląda”. Oczekiwania. I ich zupełny brak. Że to, że potwierdzasz, że tęsknisz jest na raz i dziwne i miłe. Historie opowiadane przy kawie. A może wodzie z cytryną i ziarenkami pieprzu. Ten pieprz dodaje pikanterii i płynności słowom. Tyle ich dzisiaj w tobie.
smutek też potrafi zaskoczyć. falami.
Spotkania po latach. Rodzinne. Czyjeś 100-tne urodziny. Wzruszenia prosto w oczy. I prosto w serce. Kruchość. Przeźroczysta skóra dłoni. Wilgoć na twarzy… ” – wróć, gdy będzie ciepło .. „
Jak bym mogła nie wrócić?
Inny pokój. Inny rodzaj ciepła. Serce to samo.
.. Wciąż jeszcze możesz odwrócić się do tyłu i uciec. Jak zwykle. Mimo, że czujesz jak coś się w tobie roztapia od środka ..
Raz na jakiś czas zdarzają się takie popołudniowe wieczory. Coś. Muzyka. Czerwone wino. Ciepło w domu, śnieg za oknem. Szarość kota. I przestrzeń na to, że możesz się przyznać do lęku. Przed czymś co może nie wydarzyło się wcale. Nielinearność czasu i zdarzeń. Ot.
…patrzysz w stronę pierwszej w życiu mapy marzeń i wyraźnie dostrzegasz, że zrobiona przez. / / wersja rudego anioła podarowana Ci z całym ładunkiem ciepłych życzeń gapi się w twoją stronę z rumieńcami na twarzy.
A przecież to Ty piłaś wino.
Powidoki.
Przez chwilę ból głowy mija na tyle, że myślisz o różnicy między tym jak czułaś się wczoraj a jak dziś. Zmęczenie rozlewa się po ciele. Daty. Rocznice. Gdyby zrobić rodzinny genogram okazałoby się, że ta rodzina wyjątkowo lubi rodzić się lub umierać pomiędzy listopadem a styczniem. Urodziny więc – bratanicy, twoje, brata, bratanka, mamy , rocznice śmierci /równo 20-te/ babci, dziadka, wyjątkowe bo setne urodziny drugiej babci … Kumulacja rocznic. Jak kropki na mapie. Łączące się w całość.
Powidoki. Fala bólu przypomina, że mija dokładnie rok od udaru taty. Jeszcze nie zdążyłaś wrócić do domu. Buty. Widok twarzy mamy, kiedy zamiast z nim weszłaś do domu z parą butów w dłoniach, bo nie były potrzebne w karetce. Ulga. Że jest jak jest. Że Żyje.
Listopad, grudzień, styczeń … kropki na mapie. Urodziny bliskich Ci mężczyzn. Że też dziwnym trafem wypadają właśnie wtedy. Rozstania. Wyprowadzki. Deklaracje. Operacje. Punkty na mapie.

Ryga. Niespecjalnie gościnna. Chłodna, wietrzna, czasem sypiąca gradem. Kapryśnie piękna. Od kamienic po bruk na ulicy. O smaku karmelowego Karums, kawy pitej w maleńkich urokliwych kawiarenkach. Ryga pełna obrazów – kobieta w zielonym płaszczu na ławce, jej splecione dłonie i opuszczona głowa, ekshibicjonista w parku przy cerkwi. Dźwina i drewniane domy po drugiej stronie mostu. Pociąg do Jurmali, wzburzone morze, światło na czyjejś twarzy…
emocje
Ostatnio gubię się w Mieście. Liczba rozproszeń przekracza dawkę krytyczną na rowerze zwłaszcza. Myśli płyną swoim tokiem. Nasycone smakiem śliwek. Widokiem królików. Koncentrują się na odblaskach zachodzącego światła zza chmur. I nagle ciało znajduje się zupełniegdzieindziej niż mu się wydawało.
Taki stan. Ani dobry. Ani zły.
Niektóre weekendy naładowują energią. Od pierwszych chwil w sosnowym lesie. A może nawet chwilę wcześniej, gdy zaczyna się strefa poza zasięgiem i wiesz, że bez inicjatywy wymagającej spaceru żadne wieści z cywilizowanego świata do ciebie nie dotrą.
Siedzisz więc na drewnianym tarasie, z ważnymi ludźmi i psem. Rozmawiasz, jesz, pijesz wino. Unoszą się emocje, twoje, czyjeś, gdzieś w między czasie lewitując w stronę spokoju. I uważności. Pomaga też hamak i wpatrywanie się w górę. A potem w gwiazdy.
To, że zasypiasz sama pod bardzo ciemnym niebem – bo tak chciałaś przecież – też jakoś pomaga. Tak jak zbieranie kurek, podczas którego bose stopy wybierają łażenie po mchu.
Drobiazgi, które składają się na całość.
Zniknął. Wolny elektron, z którym krzyżowały się drogi od czasów studiów. Nieregularnie. Przypadkiem. Nie pojawi się już więcej. Nagła myśl o poranku, żeby sprawdzić co u niego. Bez przeczucia, że zmarł półtora roku temu.
Fragmenty przeszłości jak rozsypane puzzle w głowie. Telefon w jego urodziny – kiedy dzwonił żebyś mogła złożyć mu życzenia. Przecież w lutym nie zadzwonił telefon. Taniec. Dźwięki gitary tylko dla Ciebie. Wspomnienia jak wybory. Co chcesz zapamiętać z tej historii. Wybierasz te najstarsze. Czas kiedy jeszcze był terapeutą, nie pacjentem. Bez rollercoastera, którym stało się jego życie po tym jak pierwszy raż rozeszły się drogi…
Drobiazgi. Czujesz ostatnio znów intensywniej, a może dokładniej przyglądasz się temu co wokół… Wdzięczność. Za to, że możesz po długim dniu wrócić autem z pracy. Za zapach kwiatów i ziół, który drażni nozdrza kiedy oczyszczasz ogród ze ślimaków. Deszcz na betonie. Że masz na co czekać. A czekasz na piątek i weekend w rytmie slow już tak bardzo… Za czerwone wino w kieliszku obok i muzykę. I fotografie, które prowokują refleksje. Szukasz szczęśliwej siebie na zdjęciach. Nie chcesz wieszać na ścianach fragmentów przeszłości szczęśliwej mniej. Po co.
Wdech. Wydech. Wdech.
Miasto pełne historii. Na tak wiele sposobów. Mury opowiadają o przeszłości i równolegle snują historie rodem z netflixa i przemycają obrazki z Harrego Pottera. Można się zakochać w tej przestrzeni, nawet gdy nie udaje się tym razem dotrzeć do Portobello Beach. Wystarczy Calton Hill , a chwilę potem stare miasto pełne wąskich uliczek, urokliwych zakątków, dźwięków i scenek rodzajowych osadzonych w „tu i teraz”.
Tyle drobiazgów składa się na pamięć o Miejscach. Zapachy, rozkład światła, ludzie – razem tworzą mozaikę uruchamiającą emocje. Tym razem te Najlepsze.
/ Avenham Park is a public park in Avenham, close to the centre of Preston in Lancashire in the northwest of England, and managed by Preston City Council. The park is located in Preston’s Conservation area and leads down to the banks of the River Ribble. It was designed and built in the 1860s./ – cyt. za Wikipedia
a potem zdarza się wieczór, w którym upijasz się kieliszkiem wina /bo emocje, bo stres, bo zmęczenie/ i w końcu zaczynasz się złościć /
ileż ulgi daje taka złość
„Bo wiesz, słońce z deszczem wywołuje tęczę”
Warszawa. Coraz bliższa / Saska Kępa – zapach bzu i kawa w Hałasie / Praga / Żoliborz / Skaryszewski, Szopen i Łazienki / Czas w La Pose / Zachód słońca nad Wisłą.
Rozsmakowywanie się w życiu. Dosłownie i w przenośniach. Taniec. Śpiew. Radość. Rozmowy.
Wdzięczność wciąż wibruje w Tobie, bo przecież wiesz, że tak naprawdę to nie Warszawa. To ludzie wokół. No i pies.
I nie wiesz już właściwie co się składa na koktail emocji w tobie. Wiesz, tylko, że pomimo, że minął dzień wypełniony po brzegi byciem w tu i teraz . Dobrem wszelakim, bo pracą, ludźmi i poczuciem bycia we właściwym miejscu i czasie. Pomimo. Pomimo wszystko. Gdy tylko przypomnisz sobie bezsensowność tej konkretnej śmierci wqrw cię ogarnia i się podnosi ciśnienie.

Tyle do zapamiętania. Zapachów, smaków, faktur pod opuszkami palców. Glina może zachwycić. Możliwościami i różnorodnością tego jak można ją wykorzystać. Jak można tworzyć dookoła niej historię, snuć opowieści. Ludzie i ich światy. Wdzięczność za inspirujące spotkania. Otwierające. Spacery brzegiem morza. Rozmowy przy okazji kawy na brzegu. I te bez kawy. Głowa pełna obrazów.
Światy równoległe /
w jednym z nich niedawno wysiadłaś z samolotu z Cypru po to by za parę godzin wpakować się w pociąg do Gdyni / w innym coś z tych rzeczy nigdy się nie wydarzyło / skrzyżowania dróg/ szara kulka wciąż słaniająca się na nogach w kubraczku którego nienawidzi / wdzięczność / za przyjaciół, którzy trwają będąc obok/


Powtarzalność zdarzeń. Zmiany. Czujesz znów gdzieś głęboko w.
Dobrze jest czuć. Móc czytać posta sprzed miesiąca i zamiast kolejnej porcji „rozbić” odkrywać wewnątrz odrobinę ciekawości i otwartości na to co Nowe. Cieszyć się, że w przyszłym miesiącu zobaczysz morze. Na tyle, że postanawiasz zafundować sobie przejazd pierwszą klasą conajmniej w jedną stronę. Pomimo wszystkich napięć w ciele zauważać, że są momenty kiedy odpuszczają te w ramionach. Czuć ulgę. Czuć…
z serii lekcji od życia:
kiedy czytasz komentarz do zdjęcia i rozpadasz się na kawałki, mimo, że myślałeś, że już nie ma się co rozpadać.
Pierwszy od niepamiętaszkiedy /choć tak naprawdę możesz przecież podać datę a nawet godzinę/ dzień, w którym nigdzie się nie śpieszysz / głowa pełna myśli tęsknot i obrazów / śnieg za oknem / wdzięczności tyle za dziś / za słowa zapisywane na chybił trafił w swoim własnym kalendarzu, które czytane m-ce później nabierają innych znaczeń i smaku / zmień zasady / rozleniwienie rozlewa się po ciele / nigdzie dziś nie wychodzisz / może ktoś wpadnie na chwilę / może onlinowy angielski przerwie na dłuższą chwilę ciszę / ale nie musisz biec i się spinać / z rozpędu za zgubioną czapkę kupujesz dwie / w dwóch zupełnie różnych kolorach /
spokój <3
pomiędzy teraz a dawno temu / księżyc w pełni / merlot krążący w krwiobiegu, jak lekarstwo na niewiadomoco / dźwięki wysączają się z głośnika wsączając w duszę / drżenia / tak mało dziś rozumiesz / nie musisz /
Wtedy wydarza się wieczór cały utkany z lęków. O to co będzie. O to co wydarza się teraz. O siebie. O Bliskich. W takie wieczory delikatność mikrowszechświata lśni od opcji,w których wszystko roztrzaskuje się w drobny pył. Racjonalizujesz więc. Z nadzieją, że światło poranka rozproszy mrok. Choć trochę.
/ … a potem, kiedy już robi się całkiem ciemno i gdy wydaje Ci się, że dawno przekroczyłaś dawkę i dotarłaś do granic tego, ile piękna jest w stanie zaabsorbować serce, mózg i dusza dostrzegasz tuż ponad granicą lasu migające plejady i jednak / znów/ się wzruszasz.. /
Dni, w których po/czucie szczęścia zawęża się do drobiazgów, aromatów i smaków. Czerwonego pieprzu i szałwi. Rooibosu z marcepanem, kawy z kardamonem. Deszczu na skórze. Ogromnych kropli spadających z uginających się gałęzi prosto w oczy, światła latarki próbującego przebić się przez wodę, ciemność i mgłę. Czyjegoś pocałunku w policzek i uścisków przy pożegnaniach. Lekcji jazdy na hulajnodze.
Inny czas i zupełnie inny Paryż. Już nie pusty. Pełen ludzi i szczurów. Dźwięków, kolorów, zapachów i smaków /Lody w Berthillon Glacier, L’as du fallafel, kawa w Palette Batignolles/ Zachwycający różnorodnością, inspirujący i potwornie męczący. Z całym kalejdoskopem emocji w reakcji na to co powyżej. Z tyloma rzeczami do zapamiętania. I nadzieją – chociażby na to, że z odszczepka drzewka laurowego w kuchni wyrośnie przydatne bardzo drzewo. Pełen zaskoczeń, na które wpada się przypadkiem, a które zatrzymują na dłużej /The Collège of Bernardins/ i pełna ekspresji i życia kobieta w toalecie publicznej na Montmartre / . Wywietrzniki metra i święty spokój w Ogrodach Luksemburskich i w Église Saint-Séverin.
Wdzięczność <3
Czas. Niby masz przećwiczone, kiedy płynie jakby wolniej, a kiedy przyśpiesza tak, że plączą ci się nogi i jedyne co możesz robić to chronić co się da, by się nie pocharatać zbyt mocno. A jednak wciąż pozwalasz. Jemu. Sobie. Wkręcać się w zbyt szybki rytm. Nawet na urlopie. Próbujesz poukładać w ciągu rzeczy, które nie mogą się udać bez opanowania sztuki bilokacji.
„Pomiędzy” ciesząc się jesienią w rytmie s l o w . Lśniącą i złotą.
Podcasty Niedźwiedzkiej prowokują do myślenia. O przyjemności, odwadze i tym jak bardzo ta ostatnia skorelowana jest z lękiem. Czas „pomiędzy” wykorzystany do maksimum. Paradoksalnie dobrze to robi mózgowi. Koncentruje na tu i teraz i uspokaja.
wdech / wydech / wdech
Kawałki ciała bolą od życia. Stopy chcą może powiedzieć, że taniec do północy, przerwany z powodu tego, że przecież rano w góry, plus góry, to nie to co kochają najbardziej. Ale są w tej niemiłości niekompatybilne z sercem i duszą.
Próbuję nie zapomnieć, żeby się zatrzymywać w tym szalonym pędzie. Tyle zatrzymań dziś. Nawet jeśli po to żeby spojrzeć w mrok.
Inne emocje i inny zestaw poruszeń. Tych z trudem. Kiedy gorączka nie pozwala  ruszyć się z łóżka, a jak już pozwala i tak masz siłę głównie na to, by do niego wracać. Efekt? tydzień wycięty z życiorysu. Pierwszy raz ze znanym całemu światu wirusem. Czas spędzany z sobą. Nieodebrane telefony.  Jak miara tego jak bardzo brak ci energii.
Do dziś.
PMS tak bardzo nasila emocje. I te dobre i te nieco bardziej kłopotliwe. Da się z tym żyć na szczęście, lepiej lub gorzej w zależności od tego, których akurat więcej. PINA Wima Wendersa. Miłość od pierwszego wejrzenia i pierwszych ciar na skórze od kombinacji muzyki, słów i obrazu/tańca. Dziś okazja na kinową powtórkę po 10 latach. Tak dobrze poczuć to znów.
„Tańczcie, tańczcie, inaczej jesteśmy zgubieni”
Zadaniem fotografa jest uwalnianie ludzi od przymusu perfekcji / Peter Lindbergh /

Różne ma się „przymusy” w głowie. Mój się od zawsze wiązał chyba z potrzebą kontroli. Nie, że innych. Siebie. Tego co robię i jak robię i że ma wyjść tak jak chcę. Jeśli nie wychodziło wystarczająco dobrze przestawałam coś robić uznając, że nie warto i nie potrafię. Czasem nawet nie zaczynałam. Działo się to mimowolnie i trochę poza świadomością. Do części bardziej świadomej przenikało jedynie napięcie, spięcie w ciele, myśli które sprawiały, że bawiłam się mniej, albo gorzej niż by się dało bez części powyżej. Trudna to lekcja do przerobienia. Otwieranie się na nowe. Robienie różnych rzeczy mimo , że przecież mogą pójść źle. Uświadamianie sobie i odpuszczanie. Bo przecież nawet jeśli to co z tego. Ciekawość. Tego co się wydarzy. Radość z tego, że się wydarza. Drobiazgi. Kolejne drobiazgi. Zmiana. Akceptacja. Wdzięczność. Gdzieś po drodze wrażenie „trudu” zmienia się w lekkość. Czujność, gdy wraca napięcie w ciele. Czasem ciało ma przecież dobry powód by się spinać. /Roz/poznawanie siebie. Przez całe życie.

Celebrowanie chwil. Na milion sposobów. Głośnym śmiechem i Szopenem w Łazienkach. Byredo Slow dance  na skórze i długim spacerem do Skaryszewskiego. / Zachwyty nad klockami lego –> nad kwartetem smyczkowym/ . Smak Bosko tajskiej kuchni / lemoniada/ sukienka z mango i bielizna z tenezis/ taras/ dotyk nosa i futra Mii / Pallone – kawa i lody / łzy od wzruszeń/ światła i piwo na Pradze/ kot w oknie/ HUS i zdjęcia w plamkach / wschodzące słońce/ zachodzące słońce / ludzie, z którymi ci dobrze <3
… deszcz na betonie/
Sobota w lesie. W górach właściwie. Sierpniowo-listopadowych, bo mgła, bo deszcz, bo zieleń niewyraźna i zszarzała nieco, a ludzi wokół mało. Dziesiątki brązowych maleńkich żabek próbujących doskakać na drugą stronę drogi i próby wytężania wzroku by żadnej nie nadepnąć …
” …Nie powinno was tu być ” 
wdzięczność za ludzi wokół / tych co są gdy dobrze i nie znikają gdy źle / bezsenność
próba utrzymania równowagi 
czułość   –               rozszerzasz sobie w głowie rozumienie tego słowa, bo bardziej ci przez chwilę pasuje niż nad/wrażliwość.  kombinacja zmęczenia, obcej ci muzyki, kolorów, temperatury i alkoholu, który zaburza pole widzenia prawie wszystkich wokół sprawia, że twoja woda z cytryną ci wystarcza żeby śmiać się wyjątkowo głośno i doceniać poziom absurdu kogoś, z kim rozmawiasz pierwszy raz
o Kieślowskim, filmach Wong Kar Wai i Pinie / z Tomem Waitsem w tle
i deszczem.  też po raz pierwszy wracasz opatulona kocem po deszczu <3
Popołudniowowieczorny spacer po mieście. Pełen rozedrganej radości. Nawet gdy podczas rozmów sprawy proste mieszają się z tymi, które wymagają rozwiązań. Głowa od tego robi się lżejsza. Od kolorów też się taka robi. W odcieniach pomarańczy. I od zapachów /doTerra Whisper touch/ <3
/światy równoległe/
Miejscowy menel szepcze na Twój widok pod nosem, po francusku słowa zachwytu, by 5 minut później nawet cię nie zauważyć. Jest już zajęty wpatrywaniem się w taką jedną w różowym, która przysiadła się obok. I mówi jej wyraźną polszczyzną jaka jest cudowna i niepowtarzalna.
..I can’t take my eyes off of you .. 
Wpatrujesz się z wyraźnym zachwytem w miskę lodów polanych rumem, włączasz Closer, który poleca Ci Netflix. A dźwięki The blowers daughter rozgrzewają serce i duszę.
p r z e s t r z e n i e
A może „chciejstwa” najprzeróżniejsze są/mogą być zwyczajnie objawem (od)życia? Mimo, że materialne – się przekładają przecież na potrzeby serca i duszy. Jak Alicja np. No bo jak nie ulec pragnieniu posiadania wersji z ilustracjami Yaoyoi Kusamy. Ulegam więc. Teraz się delektuję czekaniem na. W przerwach marząc o realizacji innych pragnień. Też materialnoniematerialnych. Z ziemią pod paznokciami, z nosem pełnym wyjątkowo intensywnych zapachów ziół  zachciało mi się własnych. Chce mi się wciąż.
Się więc rozmarzam. Co mi tam.
kiedy Świat Cię wzrusza/porusza
Majowe powietrze upaja. Zwłaszcza wczesnym rankiem. W komplecie z koncertem ptaków i delikatnym wiatrem. Z rozłożoną po raz pierwszy od dawna matą do jogi. Spokojem w sercu. Oddechem.
I zadziwieniem. Bo tylko na zdjęciach zauważam, że włosy mam coraz dłuższe, a oczy lśnią się radośnie. Pomimo wszystkich lęków, które wyłażą gdy myślę o tym co na Świecie. Tej Wiosny.
Dzień bardzo dobry. Od porannej deszczowej wiosny, po prawie Grenlandię gdzieś na górze. Gdzie śnieg, mgła, zawieje i zamiecie. I cisza. I pustki w schroniskach, bo kto by się pchał w taki dzień  .. / więc przestrzenie / i tyle miejsca na wszystko / na radość / na reset  / na pełnię – nie tylko Księżyca

Wyjątkowo długie dwa tygodnie. Jakby wszystko to co się powydarzało pozmieniało coś we mnie. Głęboko. Nie do końca wiem jak. Przyglądam się więc tej zmianie od wszystkich stron próbując uchwycić Istotę. Która uparcie umyka. Tymczasem czytam Pole Lynne McTaggart
” ..Gdyby to była prawda , znaczyłoby to , że każda część Wszechświata jest w stałej styczności z każdą inną… ” 
słowa, które lśnią od potencjałów .  Energetycznych.
Że też brak uważności prowadzić może do skupienia na sobie aż do granic wszelakich. Wdzięczność za to, że ktoś okazał uważność większą niż ja. Szpital nocny. I szpital poranny. Szwy. Zastrzyki. Wyniki.
…a życie toczy się dalej. 
Tydzień, który wysysał energię tak skutecznie, że niektóre dni zacierają się zupełnie. Poza wspomnieniem o niepokoju, bezsenności i braku czasu na jedzenie. Stany lękowe, których pozostałość czuję wciąż w szyi i ramionach pomimo dobrej soboty i piątkowego popołudnia pełnego śmiechu i karaokowego zdzierania głosu. Potrzeba. W sobie. Nieodparta potrzeba, żeby wykorzystać dziś i jutro na wyciszenie się. Uspokojenie rozedrganych emocji. Wewnętrznie uzbroić się we wszystko co pozwoli przetrwać kolejne dni.


Czytam poprzedniego posta i się zadziwiam ile w nim emocjonalnych odbić tego, co jeszcze wtedy się nie wydarzyło. Prze/d/czucie ? Atak na Ukrainę. Świat się zmienił. Kolejny raz. Wychylenia Wahadła , w lewo, w prawo … w sercu wieczorne lęki, które uniemożliwiają sen
Zmęczenie dopada mnie dziś. Pył ostatnich dni, sinusoidy emocji. Autobusowo-przystankowe rozmowy z ludźmi o śmierci od rana. O umieraniu właściwie – które wieczorem, odbijają się echem od zdarzeń. Nakładanie się planów jak nakładanie się światów. Odpocząć. 
Piątkowe przed/świty, kawa na dworcu w Kato i czas dla siebie w pendolino. Ważny bo z podkastami, prowokującymi w głowie serię pytań. Potem wietrzny w-wski czas. Radosny. Z najpiękniejszym psem-wilkiem świata i tymi, z którymi tak się człowiek momentami pięknie różni, a jednak wciąż może rozmawiać o wszystkim. Bez zaskoczeń. Bo tradycyjnie pyszny. I tradycyjnie pełen dobrych zbiegów. Okoliczności. Koncert przypadkowy na Pradze jak potwierdzenie wcześniejszej rozmowy. Fokusowanie uwagi. A może Znaki.
W bonusie od Wszechświata. 
Wdech. Wydech. Bycie pomiędzy. Międzyludzko też. Oswajanie emocji. Zwłaszcza tych uważanych za trudne, bezcennych. Jak sygnały alarmowe. Wdzięczność, że są.  Uważność. Zmiana. Odpuszczanie.
Przestrzenie / Te w Strzyżach / Radości tyle / Gołe stopy na deskach i wiejskie śniadanie / Taniec na tarasie mimo, że zima i deszcz. /  Beztroska/ Bliscy ludzie wokół/ Warszawa , Koreanka , RozPoznawanie smaków / Światła miasta / Zapach Byredo po Parysku / Sylwester na Pradze / faszyn from raszyn / jeszcze więcej radości /ciekawość / otwartość na inne i nowe/ Powroty / ból ramion / do tyk / medytacja / focaccia i czekolada z orzechami / wdzięczności tyle <3
Kumulacji Czas. Jakby równolegle do wszelkiego zła, tego co na granicy, chaosu rozwijało się dobro. Ukryte w zwyczajnych ludzkich odruchach. W drobiazgach, które sprawiają, że ciepło rozlewa się w ciele i w duszy, przy okazji rozlewając się dalej i szerzej. Przestrzeń w sobie. Wybory. Otwieranie się Na. Nic na siłę. Krok w przód, krok w tył. W rytmie tego, do czego nikt nie zmusza. Wdzięczność. Za to co się wydarza. Za możliwość pobycia z samą sobą i pobycia z ludźmi. Tymi, z którymi mi po drodze. Od lat. Podobno ma się dwie rodziny. Tę od więzów krwi, i tę którą wiążąc się z Przyjaciółmi tworzymy sami.
Dziękuję. Za obie.
/jeśli piszesz
nie wyprowadzaj zdań
ze swojej ciemności
demony bywają hojne
i za wierną służbę
płacą nierzadko
fontanną złocistego słowa
choćby rzędy liter
mieniły się od znaczeń
i pociągały umysł
genialnością uchwycenia
„istoty rzeczy”
nie wierz
zniszcz
i zawróć
nawet za cenę bełkotu
czy skrwawionego milczenia/ Ks. Jerzy Szymik -fragm./
tyle ciemności dziś, wokół 
Piję wino, kontemplując w myślach obrazy. Sorrentino. The hand of God. Mozaika wspomnień. Mozaika kolorów. Sceny, które urzekają światłem. Śmierć. Życie. Codzienność. Okazja, by spojrzeć w Głąb. Przyjrzeć się temu co widzisz.
co widzisz?

Kiedy po raz pierwszy ( od wieków ) wkładasz  kliszę do Mju II. <3
otwierać się na Nowe
upiec pierniki, zamówić płaszcz w Luxemburgu a obiektyw w Bad Hersfeld, porozumiewać się z Kimś za pomocą wiadomości głosowych, tańczyć bez okazji, wyjąć z szuflady akwarele i zamalować parę kartek tym co w głowie, pomyśleć w niedzielę o Marcu Chagallu, pozwolić pluć na siebie alpace świeżo przeżutą marchewką w deszczowy dzień,
nie bać się życia, przez chwilę
Wsłuchując się w dźwięk słów :
connection
vulnerability
squirrels  .
Here we go round the prickly pear
Prickly pear prickly pear
Here we go round the prickly pear
At five o’clock in the morning. /T/S Eliot

Podróże przez przestrzeń i czas. I spokój. Głęboko. Ból łydek gdy stoisz na palcach nie psuje błogostanu. Nawet cena usług dentystycznych i sznurek kurtki wkręcony w łańcuch nie wytrącają z . Równowaga. Przez moment. Wdzięczność, że jest.
Na chwilę świat się zatrzymał. Awaria usług. Przerwa w dostępie do portali społecznościowych. Telefony i głosy ważnych. Najważniejszych.
Hania Rani w tle.
Złość. Pulsująca pod skórą.
Żeby wykipieć, ogarnąć, wyleźć na wierzch zalewając specyficznym rodzajem energii, który przez chwilę sprawi, że poczujesz się lepiej, bo przestaniesz się konfrontować z własną bezsilnością.
Lekcja odpuszczania kontroli. O ile da się odpuścić coś czego się nie ma.
Nie uciekać przed bezradnością. Nie musieć radzić sobie ze wszystkim. Poczuć że
nie umiem. nie chcę.
Nie.
przestrzenie pełne starych drzew / piasku, wiatru i szumu, którego wciąż  mało /niedosyt połączony z ulgą, że to potrwa jeszcze przez chwilę / woda pod kilem, nogi dyndające za burtą w okolicach dziobu, czapka i koc/
zapomniałam, jak bardzo lubię
zapamiętać 

jedno z miejsc tak przesączonych historią, że można by tam spędzić dni całe, patrząc, studiując, czując, dotykając kamieni, chłonąc energię, zachwycając się detalem  /Malbork/
ze słownika słów najcenniejszych:
jestem tu
nadzieja
(…)
„Są takie noce, przyjacielu, kiedy świat  się kończy. Świat odchodzi i zostawia nas z rozszerzonymi źrenicami i bezradnie opuszczonymi rękoma”. /Halina Poświatowska/
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                 Świat jak naprężona do granic struna. Czujesz. Momentami czujesz wyraźnie. Widzisz jak pęka. Strzela. Odłamki pędzą na oślep raniąc i niszcząc wszystko. Możesz tylko żyć. Unikając zwiększania naprężeń, koncentrując się na pięknie. Być wdzięcznym za to, że wciąż je dostrzegasz w chaosie, który pochłania tak wiele Istnień. Dziękować, że Twój kawałek Świata wciąż nie płonie. Jeszcze nie płonie. Chować się w cieniu drzew. Póki są. Reagować, gdy możesz.
Być tak bardzo Tu i Teraz.
Ile razy dziennie zmienia się perspektywa tego co ważne. Co dotyka najgłębiej ukrytych kawałków w nas. Słowa. Obrazy. Mieszanina obu wzbogacona o zapach i smak. Chwile odbierane wszystkimi zmysłami. Faktura  czyiś intencji. Intensywność kolorów.
/ ..bo w życiu ważne jest życie /
obraz(y) senne jak z książek Oliviera Sacksa / lęki / neurologiczna utrata pamięci, której nigdy naprawdę nie było/ interpretacje / reinterpretacje/ zaniebieszczenie kadru, filmowe takie/ kanciasty samochód / kamera / zaburzenia czasu i przestrzeni /
obudzić się
– ” wiesz co robić,  wystarczy nie uciekać ”
głowa pełna marzeń
Tęsknisz już za jesienią w takie dni jak dziś. Zbyt ciepło. Za dużo ludzi kręcących się w miejscach, które gdy jest chłodniej, bardziej mglisto wydają Ci się tylko Twoje. Zmęczenie. Upałem i szukaniem kawałka przestrzeni, w której nad dźwiękami miasta dominuje szczebiot ptaków, a drzewa koją cieniem i odrobiną wiatru. Marudność. Na pograniczu bólu głowy. Stan, który koi smak mrożonej kawy. I cisza przerywana mruczeniem kota, co układa się  obok.

Bogu dzięki za kawę i koty. W takie dni jak dziś.
Solstycjum.

kiedy  p r z e s t r z e ń  się staje Poezją
Zmiana. Czujesz ją. Tak jak płynącą energię. Spóźnioną formę odwilży. Tymczasem późna wiosna i maj. Przestrzeń przesycona zapachami. Kwiaty na oknie. Wszystkie te rzeczy robione po raz pierwszy.  Nadzieja.
Słowa o poranku biegną inaczej. Wydają się bez znaczenia więc płyną – przecież i tak zginą w niepamięci, nikt do nich nie wróci, klawisz delete  wymaże je z dysku. Gdy zapada ciemność wszystko wydaje się trudniejsze. Emocje. Jak rollecoaster wciąż. Góra. Dół. Przestrzenie. We mnie. Senność. Dwie prawie nieprzespane noce i ciągłość zostaje przerwana. Pomiędzy – stany zawieszenia. Zawieszania się. Na czym właściwie? Dotyk. Niedosyt. Przejedzenie. Góra dół. Żołądek daje znać. Że nie lubi tego stanu. Przez chwilę pamiętam. Jutro znów zapomnę. Balansowanie na krawędzi. Przez chwilę pobyć Gdzieś tam.
tuż przed pełnią /las /
że też można na jakiś czas zapomnieć siebie/ albo nie chcieć mieć z sobą szczególnie bliskiego kontaktu/ szukasz drobiazgów, które odmrażają emocje/
                                                                               zaskakują
zaufanie. ulotny twór. jest. potem go nie ma. czasem znika od nadmiaru słów. gubi się gdzieś w różnicach w rozumieniu słowa prywatność. i nagle już nie chcesz ani czytać ani pisać.
gdyby móc każdy dzień przeżyć dwa razy? za drugim – pełniej i bardziej uważnie /
móc wpływać na  drobne rzeczy i jakość odczuć / wspomnień / wrażeń

…drobiazg, który zmienia wszystko 
stany  p o m i ę d z y / las i las / w jednym tyle zdjęć, w drugim wcale, pomimo aparatu wrzuconego w plecak naprędce/ spacer i spacer / drżenia i drżenia / mglistość i ciepło rozlewające się w okolicach serca / pokusa,  by pozwolić mu pobyć tam jeszcze przez chwilę jakoś zmienia perspektywę — > na poniedziałek /
wiosna ?
leśne opowieści / mglisty dzień i księżycowa pełnia / powykręcane drzewa / buki moknące tylko z jednej strony drogi / dźwięki / śmiech / zadziwienia/ wieczór w domu powtarzających się rozmów / historie dopisane przez życie od ostatniego razu 
855 
”  – dlaczego wciąż wybierasz
trudniejszą ścieżkę ?
– … lepsze widoki       ” 
specyficzny rodzaj głodu co sprawia, że pod powiekami od dni paru wyświetlają się zdjęcia, które nigdy nie powstały / wiesz, że wciąż mogą , a jednak coś powstrzymuje od zadawania pytań i słów /

Co się dzieje z Przestrzenią, gdy zapominasz ?   /… o rzeczach tak podstawowych jak przetarcie kurzów, wycięcie starych liści kwiatom, które coraz bardziej usychają z tęsknoty za czymś, czego nie ma…./
Promienie Słońca przywracają ostrość widzenia
/… a potem się budzimy i jest niedziela i luty. / J. Cortazar – Powracająca ceremonia 
Naprawdę zawsze starała się patrzeć w stronę światła.
Ale im dłużej człowiek wpatruje się w jasność, tym mocniej go wypala,
aż wreszcie nadchodzi pokusa, by się odwrócić i zobaczyć, jak długi, gęsty, mocny i ciemny staje się ciągnący z tyłu cień…     / Terry Pratchett, Carpe Jugulum /
gdzieś pomiędzy wdzięcznością a zachwytem/ bo biel/ bo cisza/ bo Nów / bo chłód na skórze sprawia, że miejska rzeczywistość wydaje się  daleka, a bliższa wydaje się Narnia/ telefon/ tyle słów co łapią za serce
/Ono też – tak bardzo                                                                         p o m i ę d z y 


 Świat dziś  p a c h n i e
Pobyć samemu. By usłyszeć własne myśli.
niektóre emocje zataczają kręgi  / Uroboros /ten  s m u t e k  trochę  jakby zeszłoroczny –  biel pokrywa ciszą .
/Ludzie tacy jak my, wierzący w fizykę, wiedzą, że różnica między przeszłością,  teraźniejszością i przyszłością jest tylko uparcie obecną iluzją. /Einstein
…a jednak ś n i e g  zmienia wszystko 
Ludzie jak krajobrazy.
.. ot niby star/sz/y Pan na przejściu dla pieszych. Prosty jak struna. W damskiej kurtce w panterkę. Przykrótkie spodnie. Maska i niebieskie zawadiackie oczy. Pod kaszkietem siwe włosy ..

codzienne zachwyty miastem – 

smutek rozgaszcza się w sercu jak mgła,  zasnuwając widoki na przyszłość /a przecież lubisz mglistość
przez chwilę  po/czuć się jak w oku cyklonu / przestać gdzieś pędzić / stanąć i patrzeć na szaleństwo wokół / odmówić udziału/
A gdyby naprawdę istniał ? dom wiecznie powtarzających się rozmów? Gdyby istniało miejsce, w którym zmieniają się rozmówcy ale to ono prowokuje treści, o których rozmawia się przy stole… Miejsce, w którym człowiek zachowuje wolną wolę, lecz historie wciąż/mimo to kończą się tak samo . ..  Przewidywalność zdarzeń …
Niebo nad Berlinem / do zapatrzenia się kiedyś/ znów / czas zwinięty w kłębek  udaje, że go nie ma
odwracać się plecami/ nie mówić: sprawdzam / myśleć, że jeśli zrobisz nic  zatrzymasz ruch obrotowy ziemi /
a przecież, świt – gdy się zbliża i tak pachnie jak wata cukrowa
/..mogę ufarbować sobie włosy na różowo lub dziwacznie się ubierać. Mogę przepłacić za perfumy w ślicznej niebieskiej buteleczce, mimo, że perfumy śmierdzą – dlatego, że buteleczka ułatwia mi pisanie o Paryżu lat 30-tych. (…) piszę bez względu na to, czy efekt mi się podoba, czy nie. Kręcę filmy, które mogą odstręczać innych. Rysuję złe szkice, by powiedzieć : Byłam tutaj, byłam szczęśliwa. Był maj, a ja spotkałam kogoś kogo pragnęłam spotkać../ J.Cameron
p r z e p ł y w y <3
co możesz znaleźć szukając siebie ? /
/ Nie działać, a jeżeli już, to powoli, jakby nie o wynik działania chodziło, ale o sam ruch, sam rytm i melodię ruchu. Sunąć powoli, przyglądając się falowaniu czasu, nie odważać się więcej płynąć na nim z prądem ani rzucać się pod prąd. Ignorować czas, jakby był tylko naiwną reklamą czegoś innego, czego pożąda się naprawdę. Nic nie robić. Liczyć uderzenia zegara w pokoju, uderzenia łapek gołębi o parapet, uderzenia serca. I zaraz o wszystkim zapominać. Nie tęsknić, nie pragnąc./ Dom dzienny, dom nocny/OT/
poranki z słuchawkami na uszach / jak wiele drobnych zmian składa się na całość ? / reakcje pilomotoryczne // dźwięki –> aż po  ciarki na skórze
Chwile, z których gdyby próbować wydestylować radość – wyszłaby najczystsza / esencja życia / zadziwienie, że aż tak / przestrzeń/ w sobie / na zewnątrz / ludzie wokół / drzewa wokół / listopad taki inny / kręgi / tak wyraźne, że to aż wywołuje dreszcze / spoglądam na pocztówkę sprzed 25-ciu lat/ jak może tak bardzo pasować do dziś?
Magia. Przez chwilę czas przestaje istnieć. 

Bez względu na to, jakie marzenie ma Bóg względem człowieka jedno wydaje się pewne : nie ziszczą się, dopóki człowiek nie zacznie współdziałać /Stella Terrill Mann/
Jakoś mi dziś /pomiędzy/, tym co było – co jest – co będzie. Sprzątam. Jakby wyrzucanie bardzo starych papierów i przeglądanie rzeczy nabierało symbolicznych znaczeń. Oczyszczanie. Dosłownie i w przenośni. Więc trochę sprzątam. Trochę płaczę. Przeszłość. Tu i teraz. Smutek. Szary kot wciąż gdzieś obok. Jak przypomnienie, że świat i życie toczą się dalej. Gdyby nie deszcz. Poszłabym na spacer.
Tak bardzo dziś czuję Jesień. 
Tatry. Czas pełen dobrej energii i dobrych emocji. Bycia ze sobą. Bycia z ludźmi. Mierzenia się ze słabościami. Upajania widokiem/zapachem/pięknem tego co dookoła. Wciąż czuję ciepło. W okolicach serca. Rozgrzewa.
Głowa pełna obrazów, których nie potrafisz namalować. Kolorów. Kontekstów. Interpretacji. I pragnień. Carand’Ache Neocolor II w tak wielu odcieniach marzą mi się dziś.
… przecież ja nie maluję … 
Uszczęśliwiają cię proste rzeczy / przypadkowa rozmowa o Seann’ie Connery / szum wiatru / piasek pod stopami / uśmiech do i bieg dobermana / chwila w samotności / zachód słońca / hamak / kolczyki z księżycem / krople deszczu na skórze / morze  uszczęśliwia niezmiennie
Ogród Luksemburski (fr. Jardin du Luxembourg) – park miejski w Paryżu, we Francji o powierzchni 224 500 m². Ten paryski ogród powstał około roku 1630 na życzenie drugiej żony i wdowy po Henryku IVMarii Medycejskiej. W północnej części parku wzniesiono Pałac Luksemburski. Pałac i ogród miały jej przypominać o pałacu Pitti[1] i ogrodach Boboli w rodzinnej Florencji.
Pałac, który obecnie jest siedzibą senatu, jest charakterystycznym elementem paryskiej architektury, a ogród jest głównym miejscem rekreacji i wypoczynku na Lewym Brzegu. Największą letnią atrakcją jest Fontanna Medyceuszy (La fontaine Médicis) znajdująca się na lewo[2] od wejścia od strony od placu Edmond-Rostand. /źródło: Wikipedia /
ś w i a t ł o    t a m <3 
Sezon na Dotyk. Gdy łapiesz się na tym, że jednakowo mocno masz ochotę gołą stopą pomacać posadzkę w Operze Paryskiej i trawę na katowickiej hołdzie …
Paryż, którego już nie ma – chwilami pusty / odrobina własnej przestrzeni / kwiaty w pokoju / kolacja na tarasie  / tyle dźwięków / szczury w podskokach/ historie / zapachy <3 Homme Elegant Fragonard / Tom Ford – Rose Prick / wiatr w metrze /  croissanty / St Chapelle/ magia <3 / kelner w Tabac de la Sorbonne  / Chagall w Operze / Taras na Lafayette / Palais Royal / Montmarte / Amelia/  słów tyle /wieczór na Polach Marsowych / Canal Saint Martin / Sekwana / wino   / r a d o ś ć / piwo z Anushką / dotykanie tego, co było  / akacja / Jean Pierre / k o b i e c o ś ć / Marais / Bouillon Chartier / Saint Severin / widok na Notre Dame <3 / Montparnasse/ 12 z 20 / 

-Szanse jedne na milion – rzekła – spełniają się w dziesięciu przypadkach na dziesięć /Terry Pratchett, Równoumagicznienie/
dzień, który mógł się nie wydarzyć / tak wiele – gdyby …/ stado saren / miejsce, które już kochasz, choć byłaś w nim tylko dwa razy / odkrywanie / poczucie, że słowa nie jem mięsa powtórzone kolejny raz zmieniają się w integralną część Siebie/ ból / radość /
tu i teraz 
/ Szukaj tych, którzy potrafią współbrzmieć z twoją ciszą, lub ciesz się swoją samotnością /

Tyle myśli. Tak odmiennych od tych wcześniej. Pragnienia. Marzenie o pomieszkaniu w lesie. Roślinach dookoła. Sprzeczności.
/siedzisz na tarasie z Przyjaciółką i pijesz kawę/ tyle czekałaś na spokój w sercu i się pojawia – przez chwilę, na moment / łapiesz te chwile…/
/Ktoś pyta o Paryż/ a przecież obiecałaś sobie otwierać się Nowe ..
zupa z batatów, focaccia / wdech / wydech
tyle Zmian w Twoim Świecie
Przestrzeń i czas. Są miejsca, do których wracasz. Znasz już ich zapach po deszczu. Wiesz jak intensywnie musi padać, by krople przedostały się przez koronę drzew.. Wiesz jak to jest, gdy gołe stopy dotykają ziemi. Gdy świeci słońce, gdy na konarach osiadł śnieg..
Tęsknota ma tak wiele twarzy. Potęgują ją dźwięki. Zapachy. Czyjeś słowa. Czasem obrazy. Patrzysz i prawie czujesz jak jesienne liście unoszą się na wietrze. Niemonochromatycznie. Gdzieś tam feeria barw.
Za czym dziś tęsknisz? 
Świat się zmienił.
***
Fotografia staje się więc dla mnie dziwacznym medium, nową formą halucynacji:
fałszywą na poziomie postrzegania, prawdziwą na poziomie czasu.
Halucynacją umiarkowaną, w pewnym sensie skromną, podzieloną (z jednej strony „nie ma tego tutaj”,
z drugiej „ale to naprawdę było”): szalony obraz, ocierający się o rzeczywistość.
/Roland Barthes/
odpuścić / odbudować poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do świata /  odzyskać wiarę w swoją ocenę sytuacji / posklejać   roztrzaskane  by bolało mniej

zadbać o siebie 

Taormina. Najlepsze na Sycylii cannoli. Smak domowej pizzy. Wiatr i tyle piękna dookoła.
” Nie ma bardziej prawdziwego momentu w życiu, niż to co jest tu i teraz. Jedyna chwila, w której możemy doświadczać siebie oraz dzielić się sobą dzieje się teraz. A problemy i niedoskonałości są częścią naszej natury ..”
Katania. Via Crociferi <3 , tęcza tuż przed lądowaniem, turbulencje w drodze powrotnej, metro w deszczu, smak świeżych muli, pachnące pomidory i rukola zimą, zapachy, dźwięki, widok na dymiącą Etnę, świeżo palona kawa, tęsknota, nagły smutek po północy. Tak wiele emocji. Tak wiele do zapamiętania.
Jesień. Dziwny czas. Coś się kończy. Coś się zaczyna. Pod palcami jakby więcej słów, które wcześniej tkwiły gdzieś za kotarą rozedrgania i zmęczenia nie mogąc się przebić na zewnątrz. Zadziwiam się więc tym, że teraz mają ochotę płynąć. Odzwyczaiły mnie od tego dość skutecznie.
Obrazy płyną inaczej. Nie pytają o zdanie, lecz powstają z potrzeby zatrzymania chwili. Nieartystycznie. Reportażowo. Ćwiczę warsztat więc. I sobie przypominam jak bardzo to lubię.
W okolicach serca otwierają się małe zakładki odpowiedzialne za kontakt emocji ze Światem. Przez nie wpływa do środka specyficzny odpowiednik powietrza.  Zamiast tlenu i azotu składa się ze  Światła i Zachwytu.
Rozglądam się.  I uśmiecham. Z przerwami na łzy. Jedno i drugie smakuje wyjątkowo intensywnie.
…tymczasem w Bieszczadach wciąż wybrzmiewa c i s z a /Krywe /
Leniwy długi weekend okazał się nieco mniej leniwy dzięki Dorocie i jodze. W Lanckoronie da się na szczęście połączyć z sobą wiele atrakcji i zachować przy tym równowagę umożliwiającą relaks i wyciszenie. A przecież słów było tyle/ jedzenia / radości / miłości .
(s) p o k ó j   w głowie i w sercu
Sen daje  możliwość powrotu do miejsc, których już nie ma.
W  kamienicy na Lwowskiej mieszkałam przez kilka lat jako dziecko, potem jeździłam tam do babci. Śnię o tym, że Ona nie żyje. Najczęściej jestem sama. Przeglądam rzeczy. Zaglądam do pokoju. Pojawiają się nowe przedmioty. Znikają inne. Zmieniają się emocje w głowie i w sercu.
W kamienicy na korytarzu od zawsze był zlew, a w mieszkaniu brak bieżącej wody. Tej nocy zmieniło się właśnie to. Że też istnienie kranu w kuchni może człowieka tak bardzo zaskoczyć…
Na zewnątrz burza, grzmoty i ciemność, tak, że wywaliło kawałek okiennicy .. 
Stan zawieszenia. Gdzieś pomiędzy przejmującym smutkiem /katedra Notre Dame płonie/ , a innym rodzajem przejęcia, gdy dzwięki muzyki poruszają dogłębnie / Brodka – Heart-Shaped Box/
” … Hey! Wait!
I’ve got a new complaint .. ” 
co też po takim wieczorze przyniesie Świt?
Czujesz ją gdy udaje Ci się skupić na tu i teraz. Niepokoi. Uspokaja. Czekasz. Świat przyśpiesza. Nie ogarniasz natłoku myśli, emocji, zdarzeń. Przez chwilę dajesz się wciągnąć w ten wir po to, by  zwolnić i znów to  poczuć ..
Gdzieś na granicy świadomości.  Na pewno tam jest. Czujesz ją ..
Z m i a n a.
Każde nasze działanie odciska piętno. Cokolwiek robimy ma wpływ na ludzi wokół nas. Każdy nasz wybór odbija się echem..
Słowa, które wciąż wracają, tylko ich forma i zapis się zmienia.
” Każdego człowieka można osądzić na podstawie charakteru i postępowania ludzi, którymi się otacza. […]Mając takie intelektualne zdolności, człowiek musi okazywać proporcjonalnie większe skłonności do dobra lub do zła […]. Jeśli skłania się ku złu, może to w sobie maskować …może nawet maskować swój wpływ na otoczenie. Nie jest jednak w stanie czynić dobra, którego refleksy po prostu odbijałyby się w towarzyszących mu osobach… i którego – gdyby naprawdę był dobry – nie miałby powodu ukrywać. / Gordon. R. Dickson/

/Tychy/dobre miejsce/ Zachód z Iv na Paprocanach

Przeglądam zdjęcia z weekendu. Po powrocie wpadłam po uszy w The OA i przez chwilę jestem Pomiędzy.
/ Czy śnimy ten sam sen? /„wiatr dziecko .. nie czułaś jak cię ciągnie…? jak cię woła.. ? ” / Ogród rozwidlających się ścieżek / powstrzymuje nas tylko brak wyobraźni /  Déjà vu /
na jawie :  Kalisz


” Na wzgórzu w ogrodzie różanym, stoi biała budka telefoniczna.  Z przeszklonych ścian roztacza się widok na morze. W środku klasyczny czarny telefon z tarczą numerową. Jego przewód kołysze się na wietrze.
Kaze no denwa – wietrzny telefon. Itaru Sasaki otworzył budkę w swoim ogrodzie, w mieście Otsuchi miesiąc po tsunami. Każdy może przyjść i porozmawiać z tymi, których mu brakuje. Goście wchodzą do środka pojedyńczo. Podnoszą do ucha słuchawkę. Opierają się o ścianę. Pochylają głowy. Może opowiadają o sobie. A może tylko zadają pytania. Na rozmowie niesionej wiatrem spędzają długie minuty.
Kto wierzy w to, że w niepodłączonym telefonie nic nie słychać, ten nic nie usłyszy. A kto posłucha bardzo uważnie może usłyszy odpowiedź.
Przez trzy lata budkę wiatrów odwiedziło ponad dziesięć tysięcy osób. W książce rozłożonej obok telefonu zostawiali notatki. Ktoś napisał „wreszcie powiedziałem: do widzenia ’ ”  /K.Boni/

Wczoraj zmarła Asia. Chcę pamiętać. 

a w głowie Kieślowski   /le bleu/ —> Katowice–> Tychy–> Paris –> Katowice
21.12.2018 / Yule / Szczodre Gody / Święto Życia/ Czas Przesilenia Zimowego / 
w tym roku wyjątkowy, w wybornym babskim towarzystwie, radosno-magiczny, z planowaniem tego co nadejdzie i dwoma czarnymi kotami <3 , co też z takiego połączenia wyjść może?

Listopadowa Praga ma zapach grzanego wina i marihuany. Ten drugi pojawia się w parkach, pomiędzy budkami na rynku,  w przejściach podziemnych … jakby był wpisany w klimat miasta. Dobrze móc odkrywać przestrzeń z perspektywy ulubionych i polecanych miejsc Kogoś, kto od kilku lat w niej mieszka. Dzięki temu na mapie pojawiają się te, w których praktycznie nie ma turystów, a szansa na dobrą kawę zdecydowanie wzrasta. I na to, że trafi się do wegańskiej  Loving Hut. 
/ta dobra kawa – Cafe V Lese / Kavarna – novy Svet / Kavarna Dismas /

Warszawa, w której wieje wiatr. Czas urlopowy rozpoczęty. Z Bliskimi ludźmi. Emocje w wielkim mieście. Smutek /Muzeum Powstania Warszawskiego/ i radość /cała reszta/. Kawa w Etno i Świętowanie w SHUK-u. Leica i Cato Lein w Zpafie. Praga i prawie oglądanie mieszkania – bo przecież idzie nowe. Rudy pies pełen Miłości. Twórczy wieczór przy winie. Tyle D o b r a do zapamiętania.
Dziękuję <3

Przytulony do ręki leży kot. Układa się wzdłuż prawej domagając się głaskania lewą. Przyciska się grzbietem od nadgarstka po łokieć. Wyciąga przednie łapy na klawiaturę laptopa, tylne wykonują nieskoordynowane ruchy poza krawędzią biurka. Mruczy. Przypomina (się) wciąż.


Mads Mikkelsen – pinerest uraczył mnie  Jego zdjęciami więc patrzę i się pogrążam.. w  obrazach.
Gdybym miała wyobrazić sobie /swojego/ modela idealnego byłby jednym z nich. Więc przez jedną krótką chwilę marzę o sesji zrobionej Madsowi Mikkelsenowi.
/17/IX/2018/
Czy dostrzegamy mijających nas ludzi?
Może przechodzimy obok w niemej konwersacji z samym sobą … jedynie czyjeś CIENIE wytrącają nas chwilami z wewnętrznego potoku słów i wyobrażeń …

/11/IX/2018/
/wschody/ Sopot / magia /
09/o5/2018
Wczoraj rano, idąc do pracy widziałam Pana, ktory prowadził samochód i równocześnie golił brodę maszynką elektryczną. Męska wersja robienia makijażu ?
/z a d z i w i e n i e/ 
Lwów. Jeszcze wciąż. Bliski i obcy na raz.
/III.2018/
Bywają chwile, w których Świat zaczyna przypominać Bajkę, snując niepowtarzalną Opowieść. Wystarczy otworzyć szeroko oczy i Patrzeć ..
/ .. gdzieś w drodze na Wielką Raczę/
/Iv.2017/ Cieszyn 
Doskonałość mnie razi. Obraz uzupełniony o ziarno wydaje się pełniejszy i bliższy życiu. Jak dostrzeganie Szarości pomiędzy Czernią a Bielą.
Łyk powietrza.


/III.2017/
/by pamiętać . o Prawdzie, Pięknie i Dobru, o /
/2017/ Kościoły Pokoju – Jawor i Świdnica
/26.X.2016/ Warszawa
Czas refleksji i słów, inspiracji myślami mądrych ludzi i przemyśleń własnych. Nawet wernisażowe oglądanie zdjęć przesiąknięte emocjami związanymi z krążeniem pomiędzy tym co obce a co bliskie, problemowi agresji i mnogości kontekstów.Holokaust, transgeneracyjność, mokre od deszczu, rozświetlone ulice miasta…Auditorium Maximum dookoła wciąż a przede mną kolejne słowa: Ganbare! Warsztaty umierania. Cieszę się na nie.
/ VI.2016/
Pierścienie / bielone wapnem/ poczernione upływem czasu / zapis pamięci
Ile inkarnacji ma drzewo/ Ile stadiów istnienia duszy/ Czy umiera wraz z utratą korzeni/ Czy drewno wystawione na działanie wody odżywa w inny sposób, towarzysząc ludziom w przeżywanych lękach, niepokojach, chwilach szczęścia…/
06/o6/2016
/(..) to wiatraki obracają niebem /   Zenza

/V/2016/
/powtarzalność zdarzeń/ – Parczew
stoisz tuż obok i patrzysz, jak Ona z trudem wchodzi na krzesło, schodzi, idzie do domu, wraca, wchodzi na krzesło, z trudem schodzi, idzie do domu, wraca, wchodzi na krzesło … 
Bo trzeba rąk dotykać,
Ale tych co się chce.
[M. Białoszewski, „Sen”]
/V.2016/
” Wszystko jest pochylone, tak cieżko zachować pion i poziom. Normalne miasteczko, tylko takie przesuniete troche.”
/Konrad Aleksiejuk/ cyt.  z Lanckorony B.Frymorgena

464
/XII.2015/
życie Po / bez Niej się skończy
Czy można obrazić się na siebie samego? […] Przestać się do siebie odzywać, nie myśleć więcej w pierwszej osobie. Ostentacyjnie nie zauważać się w lustrach, nie odbierać telefonów, poczty, maili. Wyprowadzić się od siebie. Nie reagować na swoje potrzeby, przyzwyczajenia, imię. Unikać się, (na ile to możliwe) nie przyznawać do siebie w towarzystwie. […] Przestać dla siebie istnieć, nie poniżając się do targania się na swoje życie. („Znaczyłoby to, że ci zależy”). A przecież nie ma się już i tak ze sobą nic wspólnego.
/Mikołaj Łoziński – „Reisefieber”/
[Świerklaniec, Kozłowa Góra, 27 sierpnia 2015 r.]
.. i głębiej wciągasz powietrze
/ VIII.2015 r /    Kraków : Iwona, Józef, Critocteca
” …Świat wypełniony jest kadrami. Są niewidzialne, choć składa się z nich bez wyjątku każda przestrzeń. Kadrujemy otwartym okiem przez ograniczające je kości czaszki, przez ramki okularów, przez szybę w autobusie, wreszcie przez obiektyw. Pod powiekami wyświetlają się nam sceny, które za chwile się zdarzą, albo te, które rozegrały się dawno temu. Fotograficznie żyjemy pomiędzy czasem przeszłym i przyszłym. To co zostaje na kliszy lub matrycy jest wypadkową. My jesteśmy zaledwie optycznym sitem(…) /Bogdan Frymorgen/
wrażenie, że kręcisz się w kółko, przez chwilę patrzysz w lustro, kolejne lustro, ta sama twarz, tym razem szukasz światła,   cienie wciąż doskonale odnajdują Cię same
/VII.2014/
Niektóre zmiany zachodzą w ciągu jednej nocy. Wieczorem kładziesz się do łóżka, śpisz głęboko i spokojnie, a następnego ranka budzisz się, by stwierdzić, że wszystko jest inaczej niż było. Nie umiesz sobie wytłumaczyć co się stało, gdyż słońce wzeszło jak co rano,a na ścianie wciąż wisi ten sam obrazek który już dawno chciałeś zdjąć. Kolory świata są te same.Dopiero po dokładnym przyjrzeniu wydaje Ci się, że są o ton jaśniejsze czy ciemniejsze, ale to złudzenie: to twoje postrzeganie się zmieniło, bo Ty sam z dnia na dzień stałeś się kimś innym.
Andreas Steinhöfel, „Środek świata”
/VI.2014/
O zmierzchu  wieczór zmienia się w noc,
światło Księżyca i latarń ożywia martwe twarze
przypomina o Tajemnicach
wyostrza słuch
…dzwięk tuż za Tobą…
Cienie postaci
z ludowych opowieści
obok
/Świerklaniec/
/IV.2014/
Wieść niesie, że Dywany Nielatające wciąż istnieją we Wszechświecie.  Nieświadome, że nie potrzebują skrzydeł by unieść się w górę. Część z nich zza szyby przygląda się ptakom. Inne chowają się w cieniu równie nieświadomych prawdziwego przeznaczenia Witraży. Leżą w kącie teoretyzując  czym może być Światło.
Weeekend w środku miasta – parę chwil nad wodą i Jeanloup Sieff na kolanach. Z przodu staw i ważki, za plecami ludzie. W lewym uchu dźwięk pędzących samochodów w oddali, w prawym szum wiatru.  Rozdarcie… Czy ono wpisane w dusze mieszkańców dużych miast?  Tęsknota za tym by być bliżej przyrody, zmieszana z niepewnością jak się zachować, gdy się pojawia (… strzepujesz wtedy piękną czerwoną ważkę z palca, bo nawet nie wiesz czy toto gryzie…) .
Weekend w środku miasta i czas zatacza kręgi. Przez moment pod powiekami inna trawa inny staw i 20 lat mniej, beztroska. Niby to samo, a teraz ból kręgosłupa jakby większy.

/IX.2013/
O B O J Ę T N O Ś Ć – słowo, które kompletnie nie pasuje do miejsca na załączonym obrazku. Przejmujący to rodzaj piękna, gdy Coś wciąż zachwyca, a równocześnie przeraża kruchością i tym w jak fatalnym jest stanie
Szczęście to dotyk wiatru. Kolor nadmorskiego nieba. Pachnie wrzosami i chłodem lekko zamglonego poranka. Zwyczajnością. Niezwyczajnością. Spotkaniem z Nieznajomym. Paroma Słowami zamienionymi przypadkiem, które prowadzą do odkryć i zmian. Paroma Słowami zamienionymi przypadkiem, które giną w mroku niepamięci pozostawiając po sobie jedynie chwilowe wrażenie przyjemności..
W głowie mi wrzosy i słona woda. A na kolanach szary Kot. Codzienność. Kubek herbaty w kwiaty. Czerwony jak jarzębina za oknem. Który to już raz jarzębina tutaj ? Czy będę wpatrywać się w nią snując refleksje przez kilka następnych lat? ..
Szczęście to myśli płynące w o l n i e j . Ot.
/7 sierpień 2013/
Wpatruję się w ekran szukając Spokoju. W lekko sielsko-anielskim kolorze, kształcie, regularności linii. Codzienność wije się dysharmonijnie. Miesza chaos z poukładaniem. Pewność, że Kogoś dobrze znasz z zaskoczeniem. (Nie)pewność bo Kogoś dopiero poznałeś z poczuciem Bliskości. Płynną wymianę myśli z chęcią ucieczki jak najdalej stąd.    Gdzieś w tym wszystkim Intuicja lekko zasłania ręką wciąż ziewające usta i przeciera ze zdumieniem oczy. Zdaje jej się , że może się budzić powoli . Nie pyta o zdanie. Przebłyski. Ot.

Życie. Śmierć. Dźwięk kroków. Echa słów. Przeszłość i Teraźniejszość.        (Pół)Mroku Tyle.
Zadziwienie, zagubienie . Słowa nie chcą się układać. Deja vu. Bunt. Spokój. Irracjonalność. Emocje – co one robią z ludźmi? Bezradność. Nigdy przecież nie byłam poetą. Jedynie opis snów zawsze był łatwiejszy, płynny, naturalny i oczywisty. Instynktowne wklepywanie słów w klawiaturę w rytm myśli – jakakolwiek próba skupienia kończy się pustką w głowie. Ciśnienie. Wewnątrz. Tętniące w lewym uchu. Aż po za ty ka nie go powietrzem. Gonitwa. Bez szans na dogonienie. Plątanina dróg i ścieżek. Myśli. Jak opisać pewność, że już widziałeś tę drogę. Cel. Bez celu. Nie chcę już bez. Chcę. Nie chcę. Chcę. Obawy. Pewność. Pomieszanie. Plątanina dróg i ścieżek, plątanina…
Gołębie. A te tu skąd?
Oswajam gołębie. Zajrzałam do Spóźnionych Kochanków i   nieco bliżej mi do spojrzenia  Whartona, niż Alfreda Hitchcocka.    Zimna oswoić się nie da. Bez ciepłego koca.

“(…) jej stan był zależny od kąta padania promieni słonecznych , kierunku wiejącego wiatru , ilości potknięć o własne wspomnienia. “
Marzy mi się uporządkowana przestrzeń  dookoła. Czyste okna na świat. Minimalizm.
Gdzieś pomiędzy marzeniami, określaniem celów i działaniem, przycupnęła  frustracja i rozleniwienie. Uciszam. Z palcem na ustach. Nie potrzebuję ich dziś.
Jasność. Gdzieś tam.
Tożsamość … co i jak ją kreuje? (refleksje po lekturze ” Człowieka, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”) .. / mózg tworzy światy równie fascynujące co przerażające, wabiąc i mamiąc mnogością punktów widzenia. Patrzę na ludzi wciąż. Z zachwytem.
/2.2/2013/
Lód, ruch jednostajny dookoła, muzyka, po raz pierwszy od 8-9 lat, rytm, prędkość, trans .. zapomniałam, jak to lubię, o ilu rzeczach zapomniałam?
… kawa w miejscu gdzie zachorował kot myślę, że będę mieć kota znów.
słowa, emocje
smu tek
czekolada
/VIII.2012 – Irlandia Północna /
Tęsknota ma wiele kształtów.
…to Brian Crain, przy którym gdy przymykasz oczy, widzisz, słyszysz, czujesz powiew wiatru tuż przy skórze, a pod palcami dźwięki poddają palcom właściwy klawisz pianina… Odgłos toczących się kół pociągu… Patrzysz w okno i nie możesz się doczekać tego co przed Tobą. Patrzysz i tęsknisz za tym co zostało z tyłu… Dostrzegasz, że przez chwilę cały Twój Wszechświat koncentruje się wokół …
Zrobiłam sobie prezent gwiazdkowy i zamówiłam książkę J.Carrolla. Zazdroszczę mu umiejętności łączenia słów, wątków i skojarzeń, wyłapywania historii, które dzieją się dookoła…
Czy to charakteryzuje dobrego pisarza? Uważność na szczegóły, dostrzeganie, rozbudowywanie światów z czyjegoś gestu, mimochodem rzuconego słowa. Gdzie w tym  fotografia?  – d o s t r z e g a ć. Chciałabym. Niezmiennie.
/31.10.2012/
Kolory. Kieliszek Merlota obok. Krwistoczerwony. Jak Życie.
Szukam analogii próbując wpisać się gdzieś pomiedzy Czas Zadumy i dynie pojawiające sie na profilach na facebooku, wyszczerzone w nawpółszyderczym – nawpół ironicznym uśmiechu – z większym dystansem do świata niż świat do tego co reprezentują. Wspomnienia. Tęsknota. Za tymi, których cienie coraz rzadziej widuję kątem oka, chodząc ulicami miast.
47
z potrzeby
k o l o r u
“…Oglądałam się wiec fragmentarycznie. Tu oko, tam pieprzyk, a gdzieś indziej kawałek palca. Wszystko było osobno. Rozsypane. Klejenie nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Klej wyciekał, plastry się odrywały i wszystko wracało do pierwotnej formy – rozsypanego piasku…” M.Stocka /fragm./
/7 września 2012/
Dzień pełen zaburzeń czasoprzestrzeni (niemoich). Poplątanych ludzkich ścieżek. Leków wziętych przez Kogoś kto nie mógł wytrzymać ” tu i teraz”. Odrealnień. Późnopopołudniowej herbaty z trzema łyżeczkami cukru dla Tej, co nie jadła od rana. Słów. Tych wypowiadanych z namysłem i tych tylko po to by mówić. Żeby ktoś kto słucha nie odłożył słuchawki. Nie zasnął.
Granice. Moje. Twoje. Dookreślone przez miejsce, w którym żyjemy, to co jest ważne. Przekraczamy je. Albo robią to inni – za nas. Czasem przy tym sprawiają ból. Świadomie. Mniej świadomie.
przeskok, zmiana poziomu neuroprzekaźników w mózgu …  rzeczywistość, (nierzeczywistość)
co jest prawdziwe?
23
..że też urlopy zawsze kończą się zbyt szybko ? Koniec swojego czuję w kościach, rozedrganych emocjach, które wibrują w zależności od tego co się akurat wydarza kolorami – niekoniecznie tęczy.  Świadomość  miejsc, które Istnieją, mimo, że w nich nigdy nie byłaś… Zawsze czuję to bardziej, gdy jestem w jakimś Nowym, które zachwyca pięknem . Te Niewidzane stają się wtedy bliższe realności, świadomości.. Morze Irlandzkie, przypływy i odpływy, odcień nieba i kolor piasku… Ludzie, rozmaitość akcentów, obcobrzmiące słowa, faktura ścian, staroangielskość domu, w którym mieszkasz…
Pod Powiekami
/21.06.2012/
Obraz przywraca harmonię. Jeśli nie obraz – to sen…
Back to Top