Wyjazd pełen smaków i zapachów. Że też Warszawa tak często (mi) pachnie pierwszymi razami. Wibruje i dźwięczy. Żeby otoczyć ciszą (w studiu nagrań).
S z c z ę ś c i e .
Wyjazd pełen smaków i zapachów. Że też Warszawa tak często (mi) pachnie pierwszymi razami. Wibruje i dźwięczy. Żeby otoczyć ciszą (w studiu nagrań).
S z c z ę ś c i e .
Zatrzymują cię drobiazgi. Zbieżność zdarzeń. Ludzie. Ich przekonania. Kolory(t). Jedna taka cała w bordofioletach. Jej trzy kroki w przód. Trzy kroki w tył. Oceny, wycelowane wprost w ciebie bo : „ jak na taką bez mięsa to dobrze pani wygląda”. Oczekiwania. I ich zupełny brak. Że to, że potwierdzasz, że tęsknisz jest na raz i dziwne i miłe. Historie opowiadane przy kawie. A może wodzie z cytryną i ziarenkami pieprzu. Ten pieprz dodaje pikanterii i płynności słowom. Tyle ich dzisiaj w tobie.
Spotkania po latach. Rodzinne. Czyjeś 100-tne urodziny. Wzruszenia prosto w oczy. I prosto w serce. Kruchość. Przeźroczysta skóra dłoni. Wilgoć na twarzy… ” – wróć, gdy będzie ciepło .. „
Jak bym mogła nie wrócić?
Inny pokój. Inny rodzaj ciepła. Serce to samo.
.. Wciąż jeszcze możesz odwrócić się do tyłu i uciec. Jak zwykle. Mimo, że czujesz jak coś się w tobie roztapia od środka ..
Raz na jakiś czas zdarzają się takie popołudniowe wieczory. Coś. Muzyka. Czerwone wino. Ciepło w domu, śnieg za oknem. Szarość kota. I przestrzeń na to, że możesz się przyznać do lęku. Przed czymś co może nie wydarzyło się wcale. Nielinearność czasu i zdarzeń. Ot.
„
…patrzysz w stronę pierwszej w życiu mapy marzeń i wyraźnie dostrzegasz, że zrobiona przez. / / wersja rudego anioła podarowana Ci z całym ładunkiem ciepłych życzeń gapi się w twoją stronę z rumieńcami na twarzy.
A przecież to Ty piłaś wino.
Powidoki.
Przez chwilę ból głowy mija na tyle, że myślisz o różnicy między tym jak czułaś się wczoraj a jak dziś. Zmęczenie rozlewa się po ciele. Daty. Rocznice. Gdyby zrobić rodzinny genogram okazałoby się, że ta rodzina wyjątkowo lubi rodzić się lub umierać pomiędzy listopadem a styczniem. Urodziny więc – bratanicy, twoje, brata, bratanka, mamy , rocznice śmierci /równo 20-te/ babci, dziadka, wyjątkowe bo setne urodziny drugiej babci … Kumulacja rocznic. Jak kropki na mapie. Łączące się w całość.
Powidoki. Fala bólu przypomina, że mija dokładnie rok od udaru taty. Jeszcze nie zdążyłaś wrócić do domu. Buty. Widok twarzy mamy, kiedy zamiast z nim weszłaś do domu z parą butów w dłoniach, bo nie były potrzebne w karetce. Ulga. Że jest jak jest. Że Żyje.
Listopad, grudzień, styczeń … kropki na mapie. Urodziny bliskich Ci mężczyzn. Że też dziwnym trafem wypadają właśnie wtedy. Rozstania. Wyprowadzki. Deklaracje. Operacje. Punkty na mapie.
Ryga. Niespecjalnie gościnna. Chłodna, wietrzna, czasem sypiąca gradem. Kapryśnie piękna. Od kamienic po bruk na ulicy. O smaku karmelowego Karums, kawy pitej w maleńkich urokliwych kawiarenkach. Ryga pełna obrazów – kobieta w zielonym płaszczu na ławce, jej splecione dłonie i opuszczona głowa, ekshibicjonista w parku przy cerkwi. Dźwina i drewniane domy po drugiej stronie mostu. Pociąg do Jurmali, wzburzone morze, światło na czyjejś twarzy…
emocje
Ostatnio gubię się w Mieście. Liczba rozproszeń przekracza dawkę krytyczną na rowerze zwłaszcza. Myśli płyną swoim tokiem. Nasycone smakiem śliwek. Widokiem królików. Koncentrują się na odblaskach zachodzącego światła zza chmur. I nagle ciało znajduje się zupełniegdzieindziej niż mu się wydawało.
Taki stan. Ani dobry. Ani zły.