936

Miasto pełne historii. Na tak wiele sposobów. Mury opowiadają o przeszłości i równolegle snują historie rodem z netflixa i przemycają obrazki z Harrego Pottera. Można się zakochać w tej przestrzeni, nawet gdy nie udaje się tym razem dotrzeć do Portobello Beach. Wystarczy Calton Hill , a chwilę potem stare miasto pełne wąskich uliczek, urokliwych zakątków, dźwięków i scenek rodzajowych osadzonych w „tu i teraz”.

933

„Bo wiesz, słońce z deszczem wywołuje tęczę”

930

Tyle do zapamiętania. Zapachów, smaków, faktur pod opuszkami palców. Glina może zachwycić. Możliwościami i różnorodnością tego jak można ją wykorzystać. Jak można tworzyć dookoła niej historię, snuć opowieści. Ludzie i ich światy. Wdzięczność za inspirujące spotkania. Otwierające. Spacery brzegiem morza. Rozmowy przy okazji kawy na brzegu. I te bez kawy. Głowa pełna obrazów.

920

Inny czas i zupełnie inny Paryż. Już nie pusty. Pełen ludzi i szczurów. Dźwięków, kolorów, zapachów i smaków /Lody w Berthillon Glacier, L’as du fallafel, kawa w Palette Batignolles/ Zachwycający różnorodnością, inspirujący i potwornie męczący. Z całym kalejdoskopem emocji w reakcji na to co powyżej. Z tyloma rzeczami do zapamiętania. I nadzieją – chociażby na to, że z odszczepka drzewka laurowego w kuchni wyrośnie przydatne bardzo drzewo. Pełen zaskoczeń, na które wpada się przypadkiem, a które zatrzymują na dłużej /The Collège of Bernardins/ i pełna ekspresji i życia kobieta w toalecie publicznej na Montmartre / . Wywietrzniki metra i święty spokój w Ogrodach Luksemburskich i w Église Saint-Séverin.

Wdzięczność <3

zdj. Adam Musielak

918

Podcasty Niedźwiedzkiej prowokują do myślenia. O przyjemności, odwadze i tym jak bardzo ta ostatnia skorelowana jest z lękiem. Czas „pomiędzy” wykorzystany do maksimum. Paradoksalnie dobrze to robi mózgowi. Koncentruje na tu i teraz i uspokaja.

wdech / wydech / wdech

913

PMS tak bardzo nasila emocje. I te dobre i te nieco bardziej kłopotliwe. Da się z tym żyć na szczęście, lepiej lub gorzej w zależności od tego, których akurat więcej. PINA Wima Wendersa. Miłość od pierwszego wejrzenia i pierwszych ciar na skórze od kombinacji muzyki, słów i obrazu/tańca. Dziś okazja na kinową powtórkę po 10 latach. Tak dobrze poczuć to znów.

„Tańczcie, tańczcie, inaczej jesteśmy zgubieni”

 

910

Sobota w lesie. W górach właściwie. Sierpniowo-listopadowych, bo mgła, bo deszcz, bo zieleń niewyraźna i zszarzała nieco, a ludzi wokół mało. Dziesiątki brązowych maleńkich żabek próbujących doskakać na drugą stronę drogi i próby wytężania wzroku by żadnej nie nadepnąć …

” …Nie powinno was tu być ” 

 

908

czułość   –               rozszerzasz sobie w głowie rozumienie tego słowa, bo bardziej ci przez chwilę pasuje niż nad/wrażliwość.  kombinacja zmęczenia, obcej ci muzyki, kolorów, temperatury i alkoholu, który zaburza pole widzenia prawie wszystkich wokół sprawia, że twoja woda z cytryną ci wystarcza żeby śmiać się wyjątkowo głośno i doceniać poziom absurdu kogoś, z kim rozmawiasz pierwszy raz

o Kieślowskim, filmach Wong Kar Wai i Pinie / z Tomem Waitsem w tle

i deszczem.  też po raz pierwszy wracasz opatulona kocem po deszczu <3

906

/światy równoległe/

Miejscowy menel szepcze na Twój widok pod nosem, po francusku słowa zachwytu, by 5 minut później nawet cię nie zauważyć. Jest już zajęty wpatrywaniem się w taką jedną w różowym, która przysiadła się obok. I mówi jej wyraźną polszczyzną jaka jest cudowna i niepowtarzalna.

..I can’t take my eyes off of you .. 

Wpatrujesz się z wyraźnym zachwytem w miskę lodów polanych rumem, włączasz Closer, który poleca Ci Netflix. A dźwięki The blowers daughter rozgrzewają serce i duszę.

904

A może „chciejstwa” najprzeróżniejsze są/mogą być zwyczajnie objawem (od)życia? Mimo, że materialne – się przekładają przecież na potrzeby serca i duszy. Jak Alicja np. No bo jak nie ulec pragnieniu posiadania wersji z ilustracjami Yaoyoi Kusamy. Ulegam więc. Teraz się delektuję czekaniem na. W przerwach marząc o realizacji innych pragnień. Też materialnoniematerialnych. Z ziemią pod paznokciami, z nosem pełnym wyjątkowo intensywnych zapachów ziół  zachciało mi się własnych. Chce mi się wciąż.

Się więc rozmarzam. Co mi tam.