978

Czasem „spóźniam się” na książki. Coś mnie zachwyca. Okładka, cytat, rycina, zapowiedź tego, co w środku. Wchodzę na stronę wydawnictwa i nie ma. Przeszukuję wtedy świat online. Bez skutku. Bo przegapiłam, o miesiąc, o rok. O chwilę. Rzadko udaje mi się utrzymać tę potrzebę posiadania na tyle, by powtarzać te akcje poszukiwawcze w przyszłości.

977

Luty. Czujesz jak meandruje. Sny ociekają deszczem. Przepływy. Pomiędzy życiem a śmiercią. W tę lukę wciskają się Bliscy. Noce stają się przestrzenią do spotkań, które od lat nie są możliwe na jawie.

976

I dopiero kiedy wybuchasz zdajesz sobie sprawę, jak dużo kotłuje się w środku. Podgrzewane kolejną dawką emocji, które próbowałaś upchnąć w dwóch tygodniach Nowego. Tych miłych i tych układających się w słowo: l ę k . Przeglądasz to, co się wydarza jak kartki w kalendarzu. Kraków, Paprocany, weekend pełen „zapaleń” w ciele, takich ze nic tylko poranny bieg do apteki, rezerwacje transportów wszelakich bo przyjeżdża Ktoś ważny, usg, co skończy się biopsją, malowanie kuchni, czas w urzędach i przerejstrowanie auta, jutrzejsza onkologia, tyle drobiazgów pomiędzy, od Sylwestra w rezerwacie począwszy. Próbujesz włożyć to w czasowe ramy i nijak /Ci/ się nie mieści.

Kumulacje.

975

… efekt motyla…

czasem świadomość zmian dopada, gdy zaczynasz gapić się w pustą przez lata ścianę, na której coś zawisło, czujesz, gdzieś w środku ciepło wczorajszych rozmów, opuszki palców dotykają paznokci tak bardzo innych jak do tej pory, drobiazgi smak wina porzeczkowego, zapach paolo santo, wdzięczność za ludzi wokół

za to, że są i za przestrzeń na to, żeby sobie uświadomić, jak są ważni, gdy ich nie ma…

ciekawość,

gdzieś po fali psucia /się/ wszystkiego, żalu, po stracie pojawia się ona i pomaga z otwartością wchodzić w kolejny rok

973

Jesień nie sprzyja wygrzebywaniu się. Gapieniu zza szyby sprzyja, opatulaniu się ciepłem. Niby wiem, że wystarczy włożyć trochę wysiłku, a chłód wiatru na skórze przypomni, że lubię go czuć. Że od wysiłku fizycznego mi lepiej, a w środku od tego jaśniej. Jeszcze przez chwilę daję się skusić ciepłu. Rekompensując rozleniwienie tym, że czytam o ciele, refleksologii, o tym jak ważne jest zadbanie o fizyczność. Jak się to przekłada na myślenie i emocje. Niby wiem …

972

Kiedy umiera Ktoś bliski część ciebie zmienia się w tkliwość. Wzrusza myśl o obranym jabłku i odcinanej skórce od chleba. Zaszywasz się więc po cichutku samemu. Mimo wernisażu, koncertu, i potrzeb pogrzebowoubraniowych.

Przerwa na czucie.

971

I jakoś Ci tak pomiędzy. Że nie do końca czujesz jaki to czas. Ciało zatrzymuje na sobie. Objawowo. Katarem. Rozbiciem. Różnymi takimi, na które łóżko i sen. Zakopujesz się więc. Chowając się przed myślami pod ciepłą kołdrą i kocem. To zakopanie pomaga, by poczuć tęsknotę, za ludźmi, za lasem, zapachem jesieni. Za sobą w ruchu. Zaczytaniu. Zamyśleniu nad światem, nie emocjami. I jakaś Cię dopada Nostalgia teraźniejszości. /i wracasz do Jorge Luis Borges/. Jak bumerang. Przez chwilę po drodze Ci z poezją.

970

Słowa wylewają się z głowy. Od wczoraj. Wykrzykiwane na schodach kamienicy, bo jak tu skończyć rozmowę.. Wymieniane dużo ciszej w parku. Nagrywane w rytm życzeń, bo czyjeś urodziny… Wycelowane w kogoś znajomego, kto przejeżdża na rowerze obok… Uzupełniają obraz wstukiwane pod zdjęciem na instagramie. Wyrywają się. Żywa ilustracja emocji skrząca się kolorem. Fala dźwiękowa. Temperatura rozgrzewa lub chłodzi. Atmosferę. Zmysłowo. Dotyk . Zapach. Smak. Dźwięk staje się tylko tłem. Przez chwilę. Po to by wybrzmieć szeptem.

969

Tak bardzo już czekałam na ten konkretny las. Na weekend z ludźmi, przy których splot napięć w środku, niezależnie od tego jak bardzo się rozrósł zmienia się powoli w ciepłą, miękką kuleczkę. Taką , że nic tylko HYGGE. Niby ta sama przestrzeń. A tym razem z kawałkiem wody obok. Do której udało się dotrzeć po latach zauważania, że gdzieś tam jest. Niby ta sama przestrzeń, a jednak tym razem czyjś głos przedpremierowo dzielił się muzyką pełną emocji, a Marilyn Monroe wyskoczyła z rzutnika. Bycie w tu i teraz. Gdzieś pomiędzy łykiem kawy, chwilą w hamaku i śmiechem. Z chwilą napięcia gdzieś pod koniec, na której po przeanalizowaniu nie chcesz już się skupiać i pamiętać. Słońce i deszcz. Tak bardzo.

968

Kryzysy. Że też one się anegdotycznie wręcz zbiegają z retrogradacją Merkurego. Zmęczenie w ciele. Tak, że własciwie nie wiesz już do końca czy puszczają emocje pomiędzy kontrolami lekarskowszelakimi. I co to za stan właściwie, że najchętniej to leżeć, spać i żeby jeszcze ktoś przytulał. No i żeby się nic już nie psuło, nie zalewało. A sprawy urzędowe pozałatwiały się same.

Takie tam. Marudzenie.