Kontrasty. Jak to w życiu. Poranny zachwyt pierwszym basenem od lat. Tym, jak bardzo, silny strumień wody rozluźnia wszystko to, co nagromadziło się w okolicach szyi. Dzień w pracy całkiem dobry. Wieczorne szczęścia w nieszczęściu. Kiedy myślisz, że rozwaliłaś komuś lusterko. I sobie. A potem ten ktoś naprawia Twoje, a tamto jego ma się całkiem dobrze. Spięcia. „Rozpięcia”. Asynchronicznie. A może jednak w rytm kieliszków wypijanego wina. Aż się do kina na fali / nie do końca wiesz czego / umawiasz. Z rozpędu.
Kategoria: myśli
956
Weekend w Londynie. Niebo o świcie z pokładu samolotu. Pierwsze promienie słońca odbijające się różem w chmurach jak wata cukrowa, a tuż nad nimi pełnia księżca. (Roz)poznawanie i oswajanie nowych przestrzeni. Pierwsze razy. Czyjaś gościnność od Jamajki po barraquito. Inna kawa: Colicci, kubki z napisem: the important things. Spacery wzdłuż Tamizy i mosty. Wydeptywanie ścieżek. Tunele. Ten stan, gdy chcesz zapamiętać jak najwięcej. Kontrasty, jak z Gotham City. Mosty, minitargi, Borough market, ostrygi do skosztowania następnym razem. Marmite z serem na przypieczonym toście. Tate museum. Widok ze Sky Garden. Oczywistości. Jak okolice Westwinster Abbey. Chemiczny smak napoju z tesco w ustach. Wiewiórki w Hyde Parku jak szczury w Paryżu. Kwitnące drzewa. Historie. Miejsca pełne nie Twoich wspomnień, które sprawiają, że od razu są ci bliższe. Wdzięczność. Za czyjeś: że do Londynu pasujesz idealnie. Za zaopiekowanie. I bycie prawie jak u siebie, chociaż tuż obok ma dom Justin Bieber. Jedzenie na mieście. Chińska dzielnica. Domowy pistacjowy sernik rozpływający się w ustach. (Z)łapanie balansu. Głęboko w środku, pomimo tłoku i hałasu. Rytm. Tętno. Życie. Twoje własne. Spokój. Tłumy w Soho.Spacer z Canary Wharf do Greenwich. Otwartość. Szczęście.







955
Zmęczenie. W ciele. Od mikrourazów dłoni, po spięcia mięśni, na które pomóc może tylko dotyk. Mózg, też przesiąknięty zmęczeniem nie próbuje niczego udawać, marząc, by wraz z emocjami (na których trzeba było pracować dzień cały) wejść w stan hibernacji.
Więc sie zapadasz. Choć na moment. W czarną dziurę, w której nikt / nic / i niczego.
952
Zatrzymują cię drobiazgi. Zbieżność zdarzeń. Ludzie. Ich przekonania. Kolory(t). Jedna taka cała w bordofioletach. Jej trzy kroki w przód. Trzy kroki w tył. Oceny, wycelowane wprost w ciebie bo : „ jak na taką bez mięsa to dobrze pani wygląda”. Oczekiwania. I ich zupełny brak. Że to, że potwierdzasz, że tęsknisz jest na raz i dziwne i miłe. Historie opowiadane przy kawie. A może wodzie z cytryną i ziarenkami pieprzu. Ten pieprz dodaje pikanterii i płynności słowom. Tyle ich dzisiaj w tobie.
948
Spotkania po latach. Rodzinne. Czyjeś 100-tne urodziny. Wzruszenia prosto w oczy. I prosto w serce. Kruchość. Przeźroczysta skóra dłoni. Wilgoć na twarzy… ” – wróć, gdy będzie ciepło .. „
Jak bym mogła nie wrócić?
Inny pokój. Inny rodzaj ciepła. Serce to samo.
947
.. Wciąż jeszcze możesz odwrócić się do tyłu i uciec. Jak zwykle. Mimo, że czujesz jak coś się w tobie roztapia od środka ..
946
Raz na jakiś czas zdarzają się takie popołudniowe wieczory. Coś. Muzyka. Czerwone wino. Ciepło w domu, śnieg za oknem. Szarość kota. I przestrzeń na to, że możesz się przyznać do lęku. Przed czymś co może nie wydarzyło się wcale. Nielinearność czasu i zdarzeń. Ot.
„
945
…patrzysz w stronę pierwszej w życiu mapy marzeń i wyraźnie dostrzegasz, że zrobiona przez. / / wersja rudego anioła podarowana Ci z całym ładunkiem ciepłych życzeń gapi się w twoją stronę z rumieńcami na twarzy.
A przecież to Ty piłaś wino.