11.
Spacer po parku. Chłodnojesienny. Ja otulona w długą kurtkę, czapkę, słuchawki na uszach. Na przeciwko para 50 +. Ona z rozwianym włosem, spódnicą tak krótką, że spod niej wyszły paski cieniutkich rajstop, czerwoną szminką na ustach. On w rozpiętej do połowy koszuli, z gołą klatą, rękami w kieszeniach, biodrami wypchniętymi w przód przy chodzeniu. Spacer po parku. A tyle refleksji. Nie wiem czy są razem 20 lat, czy to pierwsza randka z tindera, ale dobrali się znakomicie.
10.
Wdzięczność. Za mruczenie szarego kota obok i brzuch pełen makaronu z warzywami. I za swoją osobistą codzienność. W niej fragmenty innych wszechświatów: kupiona dla kogoś, kto pomiędzy szpitalami psychiatrycznymi bułka w Mc. Donald'sie i jeszcze ciepła kawa. I karetka wezwana do kogoś innego. Potem zajęcia poprowadzone w szkole i egzamin pisany z założeniem niezaliczenia. Tyle drobiazgów. Poprzeplatanych. Rozmowy w autobusach. Przypadkowe spotkania z Bliskimi po latach. Na przystanku. A przecież mogłam wybrać inną drogę, nie spotkać... Ciepło w sercu na myśl, że tyle do doceniania wokół. I że można się widzieć rozmawiając, gdy Ktoś jest daleko. Że może jutro się uda na basen a za parę dni w góry. Powody by cieszyć się z życia ..
9.
Latanie na smokach. Do zapamiętania noc podczas której budziłam się wielokrotnie, próbując rozkminić jak to zrobić. I we śnie i trochę na jawie w momencie zawieszenia pomiędzy jednym a drugim. Dzisiejszy dzień, też trochę pomiędzy - z mamą - w rozjazdach międzycmentarnych. Z wyrażaniem życzeń do Wszechświata głównie dotyczących sytuacji na drogach. Ileż połączeń i przepływów. Myśli o komunikacji - na tak wielu płaszczyznach i poziomach. O ludziach. Bliskich. Paradoksalnie - dużo o żywych - i o tym jak ważne jest to żeby być. Najważniejsze.
8.
Czytam posty poniżej i dostrzegam ślady trudniejszych w obsłudze emocji. Dobrze, że są dni takie, jak wczorajszy. Gdy radość pojawia się już w okolicach północy - na widok przerdzewiałej agrafki wyjętej z okolic pompy w pralce.... Potem od rana dzień z bielskim artfestiwalem, pełen zachwytów. Chwilami tym, co na zdjęciach, równie często architekturą, genialną pizzą, kawą z widokiem na rynek. Tym, że wszystko tym razem w rytmie. I że to nie Ty musisz parkować w wąskich nachylonych mocno w dół uliczkach ... No i kolorem wełnianych skarpetek.
7.
Powrót autem z pracy i myśli o braku synchronu z Wszechświatem. Bo jakoś nierówno. Trudniej. Bo popsuty tir na trasie. Potem próbujesz przesiąść się na busa - ten nie przyjeżdża. Więc auto znów. Wernisaż wibruje od dźwięków, emocji, ludzi wokół. Rozmowy. Uśmiechy. Rozsynchron nie puszcza. Nawet psuje /się/ fotoplastikon. Czujesz głęboko w sobie. Przebodźcowanie. Idziesz po przesyłkę. Za którymś razem udaje się otworzyć paczkomat inpostu. Bułek kupić się już nie udaje. Blik nie zadziałał. Fokusowanie uwagi. Czasami trudno na niektóre fragmenty dnia popatrzeć inaczej..
6.
Jesień. Chorowanie znów skupia na tu i teraz. Parę dni w domu. Spacer po parku i mżawka na twarzy. Słuchawki na uszach. Wdzięczność, za zatrzymanie. Czekanie na. Czyjś powrót. Przesyłkę w paczkomacie. Czas na posłuchanie myśli w głowie.
5.
Nieadekwatność. Syndrom oszusta włącza mi się regularnie. Siedzę i patrzę na zaświadczenie przede mną. Potwierdzenie 400 godzin pracy/nauki. Puzelek do całości. W głowie krążą myśli o certyfikacie. Jaka jest szansa, że po tygodniu nie znikną przywalone czymkolwiek/co/się/wydarzy ?
4.
Nieopisywanie rzeczywistości na bieżąco sprawia, że tyle umyka. Ślęża. Moment, by zwolnić i poczuć. Trasa, do której prowadzi ścieżka przez sad i stara drewniana furtka. Inna niż wszystkie. Napis na tabliczce "trasa dość trudna" nie oddaje jej uroku. Trzeba nią przejść. Poczuć. Dotknąć. Porozglądać się wokół. Kryształowe skały, na których możesz (się) zapomnieć. Budzą coś dzikiego i pierwotnego, co sprawia, że stajesz się częścią tego co wokół. Inna energia - w miejscowości obok - w parku, z którego prawie uciekasz i doczytujesz, że był miejscem spotkań religijno-okultystycznych i o jego związkach z "Lebensborn". Wdzięczność, że czujesz, gdzie chcesz/nie chcesz być. I jeszcze wino na poddaszu i śniadania na tarasie. Świeże jajka i drzewa owocowe wokół.
3.
Weekend w pracy. Zmęczenie i dużo radości. Spacer po. Zaćmienie księżyca. Odrobina magii w pełnię. Zachwyty. Przedpołudnie przy zdjęciach, po to, żeby przez kolejny tydzień nie pracować. Pobyć w energii Ślęży. Pospotykać z bliskimi ludźmi. Ustabilizować oddech.
2.
Zapachy. Łapię się na tym jak bardzo dookreślają rzeczywistość. Poprzednio deszcz na betonie, tym razem dzień, który pachnie świeżością. Pierwsza wypożyczona książka w Bibliotece Śląskiej. Kawa w Lajkoniku "pomiędzy" , czyjś tatuaż "bad boy" na przedramieniu, sala pełna nowych ludzi, na których staram się spoglądać z ciekawością. Podekscytowanie. Wygrzebuję je spod "nielubiętłumów". Drobiazgi. Połowa sali ubrana na czarno, dwa uśmiechy za uśmiech, parę zdań w zeszycie.
1. /31.08.25/
Powietrze pachnie deszczem na betonie. Końcówką lata. Kolejny poniedziałek będzie już wrześniowy. Wczesnojesienna pokusa porządków mnie nie omija. Poprzedni notatnik chowam więc głęboko. Na czas jakiś. Prawie tysiąc wpisów od 2012 roku. Ogrom rozterek i emocji, fragmentów przeszłości. Notatek o zmianie /która nadeszła lub nie/, o braku słów /które jednak wyskakiwały spod klawiatury/. Tymczasem życie toczy się dalej. W rytmie potknięć i zachwytów. W taki dzień jak dziś cieszę się z niego jak mogę.